czwartek, 25 czerwca 2015

I feel the music in the atmosphere.

Czerwiec - to już prawie jak wakacje i czuć zapach lata. Lubię czerwiec, nie tak bardzo jak maj, ale dni są już takie długie i nawet stres łatwiej znosić. Czerwiec zaczął się 18-nastką Aś. Najpierw miałam trochę problemów z prezentem - chciałam kupić zegarek i przy okazji zbiłam drugi, ach jak cudownie! Ale jako wieczna optymistka pomyślałam sobie, że mogło być gorzej, bo upadł mi ten tańszy. Na imprezę jechałam trochę z obawą, bo nikogo nie znałam - niepotrzebnie. Pierwsze znajomości zawarłam w autobusie, haha. Potem było już tylko lepiej. Skończyło się tak, że mieliśmy pięcioosobową ekipę, którą zawładnęliśmy parkiet i pilot od telewizora, z którego leciała muzyka. Mimo mojego braku umiejętności tanecznych wybawiłam się za wszystkie czasy. Nawet jakiś kolega(ośmielony trochę odpowiednim napojem) chciał tańczyć ze mną kilka razy pod rząd, ot co! Najśmieszniejsze było to, że gdy ja go deptałam, to on mnie przepraszał. Albo! Miał mnie odwozić jeden chłopak, a jako ten pozostający trzeźwy wszystkim polewał, ja od razu powiedziałam, że nie chcę i mówię: "Akurat Tobie powinno najbardziej zależeć, żebym nie piła, bo to Ty mnie odwozisz." Kolega: "Spokojnie! Wziąłem miskę, bo za kilka dni jedziemy do Krakowa, a nie chcę sprzątać." Taki troskliwy. Niestety całe te urodziny doprowadziły mnie też do smutnych wniosków, mianowicie: zauważyłam, że chłopcy, których poznaję zawsze zaliczają się do jednej z następujących grup: 1. ich najbardziej rozwinięte zdanie kończy się na poziomie "co tam?" i "yyyy"; 2. ja jestem nimi zainteresowana, oni mają mnie w poważaniu; 3. cwaniaczki, którzy romansują z 274254626 dziewczynami naraz, zbyt pewni siebie i perfidnie to wykorzystujący; 4. (moja ulubiona) - zajęci - a tych się nie tykam, bo wiadomo - dziewczyna nie ściana, da się przesunąć, ale swoje zasady też trzeba mieć, poza tym: "Nie rób drugiemu co Tobie niemiłe." I oto w ten sposób jestem wiecznie sama, czy to źle? No cóż - tak widocznie na razie ma być, ale sytuacja zrobiła się trochę monotonna(to już odruch - do której grupy go zaliczę?). Wróćmy jednak do czerwca po tych jakże inspirujących przemyśleniach. Miałam biec w biegach Solidarności - nie przewidziałam zablokowanych ulic i nie zdążyłam, brawo! Nie to żebym jakoś bardzo żałowała, moja kondycja od zeszłego roku drastycznie spadła, a w zeszłym roku wcale nie była to dla mnie bułka z masłem. Należy to zmienić jak najszybciej, ale o tym kiedy indziej. Był to też miesiąc próbnych matur, niestety poznałam tylko wyniki z matematyki - trochę spadłam, patrząc na poprzedni rok, ale wszystkie moje błędy wynikały z braku założeń, przed prawdziwą maturą na czole to sobie wyryję chyba! W każdym razie obeszło się bez tragedii, poczekamy do września na resztę wyników. Jako, że w czerwcu jest Dzień Dziecka, to ja z Paulinką też przez chwilę poczułyśmy się jak dzieciaczki. Mianowicie w pośpiechu wracałyśmy ze szkoły, gdy zobaczyłyśmy na deptaku skrzynkę z kodem. Jak się oprzeć takiej pokusie? Trzeba było rozwiązać zagadkę, potem znaleźć pana z książką, zadać mu pytanie, a w zamian otrzymałyśmy informacje o centrum zabaw, ależ ile miałyśmy radości(oprócz tego, że długo szukałyśmy pana, bo miał siedzieć w pobliżu z książką, a akurat jak rozwiązałyśmy zagadkę, to rozmawiał przez telefon, ale dałyśmy radę!). Jako że dni były długie, a w szkole chciało się przebywać coraz mniej, to mieliśmy "wycieczkę". Najpierw Ogród Botaniczny, potem dwie godziny siedzenia i czekania na Starym Mieście, by na końcu pójść do wyczekanych, a przede wszystkim chłodnych podziemi. Nawet nie wiedziałam, że to takie wspaniałe miejsce! Było trochę animacji, aktorstwa, makiet i ciekawych opowieści - historia miasta w niecodzienny sposób, za to kompletnie urzekający i wciągający. Było więc o pierogach, cudach, mnichach i pożarze miasta - na wszystko starczyło miejsca. Sandomierskie Podziemia, w których byliśmy w maju, przy tym to pikuś. Byliśmy też na wyjściu historycznym - to tak w ramach kończących się lekcji hisu. No i ostatnio pisałam o finale "Kilometrów Dobra" - teraz trzeba było wszystkie złotówki poodklejać i umyć, a Jeanette była w tym zawzięta. Aż mam teraz bliznę na łokciu od opierania się o wanienkę(wanienkę, rozumiecie?). Ale leciała dobra muzyka, wokół byli dobrzy ludzie, więc czas mimo odmiękniętych dłoni płynął szybko. W ogóle mieliśmy akcję puzzlową, stoję sobie na deptaku z kopertami, w których jest po 20 puzzli, przechodnie mieli wybierać koperty i losować jednego puzzla, natomiast pewien pan myślał, że rozdaję ulotki i zanim zdążyłam mu wyjaśnić, o co chodzi, zabrał całą kopertę i ruszył naprzód, a ja za nim! I to był koniec kopert, wszystkie puzzle wysypaliśmy do pudełka. Jak już mówiłam, moja kondycja spadła, więc parę takich przebieżek i padłabym na zawał czy coś w tym rodzaju. Poza tym miałam też wesele! Ale raczej nie będę go dobrze wspominać, ślub był piękny, państwo młodzi zakochani, sala przestronna, jedzenie całkiem całkiem, ale nie licząc toalety, nie wstawałam od stołu, bo zachciało mi się zostać niezależną kobietą i mimo zaproszenia pójść samej - czysta głupota, nie polecam. Mój problem właśnie na tym polega - jakaś nieśmiałość, którą od jakiegoś czasu pokonuję, miesza się z moim uporem i niechęcią do bycia zależną od kogokolwiek. To bardzo niedobre połączenie w takich sytuacjach, uwierzcie - dlatego wolę pójść na wesele sama, niż kogoś zaprosić, choć wiem, że będę tego żałować, dlatego moja duma nie pozwala mi poprosić do tańca w żadnej sytuacji chłopaka(chyba, że ma do 3 lat ;p), wolę kółko itd. To jest irytujące, ale tak. Oczywiście moje wspaniałomyślne dziewczyny chciały mi pomóc i napomknęły o tym moim weselu najlepszemu znanemu nam tancerzowi, pech chciał, że najlepszy tancerz czyli Mati miał wtedy też jakieś wesele czy coś takiego. Z tego wszystkiego zatraciłam się na weselu w butelce wina, ale nie byłam pijana! Byłam w stanie zrobić jaskółkę i te inne dziwne rzeczy. Głupio mi było jedynie następnego dnia, gdy kelner tak bardzo mnie zapamiętał, że z uśmiechem postawił koło mnie butelkę wina. Najgorzej, że w ogóle odnalazł mnie potem na facebook'u i pisał(i na razie nie przestaje) do mnie, a ja chyba powinnam nauczyć się asertywności, bo ani miłości ani nawet jakiejś bliższej znajomości z tego po prostu nie będzie, jakoś brak między nami nici porozumienia, poza tym on cierpi na jakąś amnezję i pyta się mnie o te same rzeczy po dziesięć razy, dziwna sytuacja. A kiedy wakacje były już tak blisko, oceny zostały poprawione, a Jeanette zamiast cynk zaczęła pisać zynk, przyszedł czas na spotkanie wolontariuszy. Lubię z nimi grać w państwa miasta, rozkładać się na kocyku i po prostu dobrze spędzać czas. Śmiać się głośno, gdy Mati nie ma zwierzęcia ani rośliny na p, a Ania mu podpowiada palec i on to wpisuje. Potem mieliśmy upalec i utrawę, w ogóle lubię tych ludzi, trafili się w moim życiu w najlepszym możliwym momencie i mam nadzieję, że zostaną w nim na długo, a najlepiej na zawsze, bo przy nich czuję się szczęśliwa, tak po prostu. Wiem, że mogę i płakać, i zalewać się łzami radości i jest mi z tym dobrze. Ale to chyba temat na kolejną notkę...
Jakoś ciężko mi odnaleźć zabawne teksty, muszę chyba lepiej poszukać, ale coś mam!

Tomek bawi się zapałkami na hisie<radość dziecka przy odpalaniu i gaszeniu>:
Sorka: Co robisz?
Tomek: Gryzę paznokcie.
Sorka: I z paznokci Ci takie iskry idą?

Karol - nasz klasowy filozof, prowadzi jakąś kłótnię o patriotyzmie:
Karol: W wieku 14 lat brały karabiny i szły na wojnę!
Ktoś: No to leć Karol! <zawsze tacy pomocni>

Na polskim omawialiśmy erotyki<wiecie jak wzrosło zainteresowanie Młodą Polską wśród chłopaków?> i mówiliśmy o różnicach w postrzeganiu kobiety w romantyzmie i Młodej Polsce. No i mówimy, że w Młodej Polsce to dostrzegają ciało kobiety, nie jest już zwiewną istotą, tylko ma wszelkie szczegóły anatomiczne itd.
Zuzia: W romantyzmie mamy matkę-Polkę...
Kuba: Przecież matką musiała się jakoś stać!
Zupełnie jestem bez zdjęć, więc przesyła Wam pozdrowienia mój ostatni sprawdzian z biologii - a dokładniej moja nauka do niego, wszystko jest lepsze niż wkuwanie kości i mięśni, i całej listy innych rzeczy, ale jak trzeba to trzeba. No ale czy z takimi obrazkami nie jest milej? :)

Jak być optymistką to zawsze. Tabb & Sound’N’Grace - Możesz wszystko"Na szarym niebie rozpędź chmury złe, bez strachu biegnij w letni deszcz. Naucz się u innych budzić śmiech, odwaga przecież to nie grzech. (...) Wystarczy tylko chcieć odrzucić rzeczy złe, uwierzyć w miłość. Wystarczy tylko chcieć powitać nowy dzień, nieważne to, co było. Ty możesz wszystko, możesz wszystko, gdy bardzo tego chcesz. Dziś zmienisz przyszłość, zmienisz wszystko..."

 Au revoir. xoxo Trzymajcie się ciepło!

PS Ciepło źle na nas wpływało w czerwcu - pomijam granie w ziemniaka na lekcjach, ale wiecie, największą radością było mieć z Aś i Agą wspólną rurkę w autobusie - w sensie do trzymania, skomplikowane. Ach i wciąż pamiętam, jak sor kazał Adze rozwiązywać zadanie przy tablicy, coś do niej mówi, a ona ze wzrokiem zabójcy do niego: Co? Tego się nie da opowiedzieć, to trzeba zobaczyć. Czasem żałuję, że mój wzrok nie może robić zdjęć lub nagrywać filmów, byłoby o tyle prościej.

niedziela, 31 maja 2015

We fall through fate but we rise and rise again.

"A my upadamy przez los, ale wznosimy, i wznosimy się ponownie..."
Maj, maj, maj - ach co to był za miesiąc! ;) Na początku były matury, a matury oznaczały, że zostało równo rok do moich własnych, co może mnie troszkę przeraża, ale tylko ociupinkę. Skoro było wolne, trzeba było wykorzystać ten czas - padło na puzzle w wolontariacie, taka nowa akcja. 2000 puzzli z czego tysiąc to niebo bez chmur - polecam. I ten entuzjazm Magdy, gdy się pytała, co kto układa: "Drzewa", "Chodnik", "Budynek". Magda: "To ja się wezmę za niebo!" Naiwna. :D Albo: "Jakie macie tempo? 1 puzzel na minutę? To 2000 minut... a 2000 minut to zaje*iście dużo godzin..." Lub: "Co wy takie smęty puszczacie?" Ja: "Dopasowane do tempa układania." Mieliśmy wszystko co związane z tą akcją przygotować w tydzień, zajęło miesiąc. ♥ Kocham terminy ostateczne i "Kurna! 3 takie same puzzle i białe!". Kilka dni spędziłam też z Anetką u mojej siostry, pilnując siostrzenicy. I zgadnijcie co chciała robić? Układać puzzle! Więc układałyśmy, niańczyłyśmy lalki, oglądałyśmy bajki i tak nam słodko upływał czas. Moja siostrzenica: "Pobawmy się w dom!" Anetka<tak a propos naszego pilnowania>: "Cały czas się bawimy." I Maja tłumacząca mi: "Ja będę mamą, a ty będziesz ciocią, no bo ty jesteś ciocią!" Takie oczywiste, prawda? ;) A potem był moment przełomowy maja - urodziny Jeanette. Imprezy co prawda jeszcze nie było, ale to oficjalne - skończyłam 18 lat: mogę legalnie spożywać alkohol, kupować papierosy i oglądać filmy z czerwonym kwadratem, choć raczej nic z tego nie robię. ;p Ale liczy się fakt, że oficjalnie mogę, prawda? Jak się czuję? Otóż nie zmieniło się absolutnie nic, dalej jestem wiecznym dzieciakiem, przybyła cyferka, a czuję się jeszcze bardziej jak mały bachor. To chyba dobrze. I choć ponad miesiąc jestem pełnoletnia, to wniosku o dowód wciąż nie złożyłam. Chyba nie czuję potrzeby go posiadania. Ach, właściwie to zmieniła się jedna rzecz! Po raz pierwszy mogłam pójść zagłosować na wyborach, tak - to była moja drobna oznaka dorosłości. Poza tym Maryś z Werką przygotowały dla mnie filmik urodzinowy. Był naprawdę cudowny, powinny dostać Oscara. A najlepsze było to, że prosiły obcych ludzi, żeby się w to włączyli(nie wiem, jak ich przekonały, mówiły, że patrzyli się na nie jak na wariatki - cały filmik polegał na tym, że było 18 kartek z życzeniami, no i wiecie np.: "Więcej czasu" - więc złapały faceta przy sklepie z zegarkami itd.). Potem mówię im: "Nie wiem skąd wzięłyście tych ludzi. Przecież ja nie mam znajomych ;p" A one: "No jak to? Nie poznajesz?" Aż się przestraszyłam, bo myślałam, że naprawdę nie poznałam jakichś naszych znajomych, a okazało się, że to taki psikus. :D W tym roku znów byłam jako wolontariuszka na maratonie. Chyba zrobię dyplom w podawaniu wody. Ale w tym roku maraton zamykała pani z psem, co mimo zmęczenia suni i jej właścicielki wyglądało cudownie. Poza tym były Juwenalia i mnóstwo koncertów, więc mimo brzydkiej pogody, stania w błocie i tłoku, było przewspaniale. Był mój ukochany LemON - to była taka moja majowa chwila medytacji, no i był też Enej, który był majowym momentem szaleństwa. I do tego jakieś inne poboczne momenty, gdyby jednak tego było mało, to powiem, że Maryś wariatka skoczyła na bungee. Ludzie wjeżdżali, zjeżdżali, zastanawiali się pół godziny, a ona po prostu weszła, skoczyła i spełniła swoje marzenie. A przecież dopiero co jej tego życzyłyśmy na urodziny! Szczerze mówiąc, my na dole bardziej stresowałyśmy się niż ona na górze, ona w tym czasie podziwiała panoramę miasta, rozumiecie? My tam się trzęsiemy ze strachu o nią, a ona ogląda widoczki. Zero sprawiedliwości. ;) Po jednym z koncertów Maryś chciała do toalety, więc poszłyśmy do takiej miejskiej, eleganckiej, gdzie drzwi były jak w windzie zamykane i miałaś określoną ilość minut i jak chciałaś wyjść przed czasem, to musiałaś nacisnąć guzik obok drzwi. Co zrobiła Maryś? Zamiast guzika włączyła alarm, więc trzeba było poćwiczyć bieganie. Z okazji urodzin miałam drobną uroczystość dla rodziny, w sumie było super, ale znów skończyłam jako niania dla Mai. :D Poza tym minął mi rok w wolontariacie. <3 Kiedy to zleciało? Chyba tak szybko jak te moje 18. Było też trochę akcji w wolontariacie i Maria tłumacząca nam, czym są opady konwekcyjne, bo to wiecie takie coś, że niby pada, ale nie pada. Jak się okazało jednak rozumowanie Marii też było błędne. ;p Byłam też w Dąbrówce - to taka wieś pełna atrakcji: mini zoo, jarmark i mnóstwo pięknych rzeczy. A my z Aneczką miałyśmy się okazję przejechać wojskowym samochodem i nawet nie wiecie, jaki miałyśmy przy tym ubaw. Tylko, że miałam buty na koturnie i obcisłe spodnie, a do tego samochodu nie ma drzwi, tylko wiecie - noga przez zamknięcie i do środka, więc w razie czego ubezpieczał mnie jakiś gentleman i jeszcze potem pomógł mi zapiąć pasy. Jeanette aka sierotka Marysia i nie wiem, czy wyglądam tak staro, ale pytał się, co studiuję. o.O Ach! I nie mogę zapomnieć, że w końcu znalazłam czas, by wybrać się do kina. "Avengers" trochę z przymusu, całkiem okay, gdybym nie była po nieprzespanej nocy i ledwo się trzymała na nogach(maj był ogólnie miesiącem długiego spania, olewania wszystkiego po kolei, uczenia się w autobusie i po prostu bycia leniwą). Za to z Maryś poszłyśmy na "Wiek Adaline" i powiem krótko: przecudny. Poszłam z jakąś taką ostrożnością, a wyszłam oczarowana, polecam! Stroje, klimat - wszystko idealnie współgrało, pomimo iż akcji nie było aż tak dużo i momentami(choć w większości raczej byłam zaskakiwana) było przewidywalnie, to czas spędzony na tym filmie minął mi błyskawicznie. Więc jak się ktoś skusi albo skusił jeszcze za nim napisałam, niech da znać i zda swoje relacje. ;) Muszę Wam opowiedzieć jeszcze jedną historię! Też prawie jak z filmu, ale stety niestety zdarzyła się naprawdę. Mianowicie w pewien deszczowy czwartek szłam na dworzec po południu, jeszcze w szkole zauważyłam, że jeden z butów mi pękł, no i oczywiście jedna noga przemokła mi do suchej nitki. Gdy więc wróciłam do domu, pomyślałam: "Pamiętaj, aby następnego dnia założyć drugie buty."<okres był bardzo deszczowy> W piątek rano jak zawsze niemiłosiernie spieszyłam się na autobus, ale pamiętałam, że mam założyć inne buty. Naszykowałam więc sobie zamiast moich ukochanych, brązowych, pękniętych trampek czarne adidasy. Założyłam buty, kurtkę i wybiegłam na przystanek. Oczywiście lało, jak zwykle. Poczekałam ze dwie minuty, przyjechał autobus, otworzył drzwi, wsiadłam i poczułam, że jakoś mokro mi w jedną nogę, myślę sobie: proszę nie, proszę nie, spuszczam wzrok, patrzę, a mam 2 RÓŻNE BUTY! No przecież jakaś komedia, więc tył zawrót i do domu. Wchodzę, tata się pyta, co się stało. Spuszczam głowę: "Zobacz, jak ubrała się Twoja córeczka!" Tata w śmiech: "No ale czasem chodzą teraz w różnych kolorach." Ja: "Tato! Kolorach, a nie krojach! Czy nie mogłam pomylić skarpetek? Wtedy bym się nie wracała..." No i taka to sytuacja, można? Można! Potem myślałam sobie, jakie to szczęście, że założyłam tego pękniętego buta, przecież jakbym dojechała do szkoły, to bym tam padła ze wstydu. xd Powinnam chyba jeszcze wspomnieć o wycieczce klasowej do Sandomierza, skoro już jesteśmy przy butach. Spóźniona jak zwykle na autobus, kolejny stał w korkach, potem weszłam w jakieś 3 kałuże i miałam przemoczone buty i skarpetki, zanim weszłam do autokaru(jeszcze będąc pod szkołą, urwała się taka wielka gałąź jakieś 2 metry ode mnie i nie mogłam się dodzwonić do sorki, żeby się dowiedzieć, gdzie jest autokar - więc weszłam do niego cała roztrzęsiona, ale nie ostatnia). A potem spędziłam tak cały dzień, mokra, w deszczu, z tymi przemoczonymi nogami. Poza tym z wycieczki nie pamiętam nic, oprócz tego, że chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Werka mi co prawda dała swoje skarpetki, ale na postoju musiałam pójść do łazienki, a zgadnijcie jak szybko suche skarpetki stają się mokre w przemoczonych butach? Uwielbiam deszcz. Ale teraz jest już ciepło i gdy jest piękna pogoda, a ja z Agą idę na dworzec przez Stare Miasto, mam swojego ulubionego grającego i śpiewającego pana, który mi dopełnia całość, a jak w bonusie dorzuci swój uśmiech, to Jeanette się rozpływa i wcale nie ma już ochoty wracać do domu. I czas się zatrzymuje, i nigdzie się nie spieszę, i nie martwię się niczym. Takie chwile lubię najbardziej. Powinnam jeszcze opisać, jak zakończyłam maj, bo zakończyłam go w sposób szczególny - finałem "Kilometrów Dobra". Pierwszy raz słoneczko przygrzewało(to dlatego, że ostrzeżona doświadczeniami z całego maja miałam parasolkę, skarpetki i buty na zmianę) i aż miło kleiło się metry ze złotówek. Ludzie przychodzili, byli ciekawi, jadłyśmy frytki z Maca - czasem można trochę zaszaleć i śmialiśmy się - dużo i głośno. I chociaż rekord dalej nie pobity, to było cudownie i warto było poświęcić swój czas. :) Dobra, starczy tego dobrego, teraz kilka dialogów na pożegnanie.
Aga stoi przy tablicy na powtórzeniu z matematyki, nie zna jakiegoś wzoru.
Sor: Żeby drugoklasista takiego wzoru nie znał!
Aga: Ale że ja?

Ksiądz: Jaki sens ma praca?
Grzesiek: Ksiądz krzewi wiarę.
Ks: Jak?
G: No prowadzi katechezę.
Ks: Ty i tak mnie nie słuchasz!

Sorka na chemii: Tlen występuje w tlenkach, czyli ogólnie może występować...
Dominika: Wszędzie!

Wf, wpadła nam piłka wysoko.
Ewa: Ja wejdę! ... Zapomniałam, że mam lęk wysokości!

Tomek poszedł sorce od chemii po kawę, sorka zaczyna mieszać.
Tomek o pani ze sklepiku: Mieszała przy mnie! Kazałem jej!

Na matmie, skończyliśmy zadanie, Zuzia się zgłasza.
Sor: Mam ci całe zadanie od początku tłumaczyć?
Zuzia: Tak nie do końca... Ja sora zatrzymam!

 W deszczowe majowe dni gorąca herbata była niezastąpiona.
Tak się bawimy z Mają. Puzzle, konie i róż to dla niej idealne połączenie.

Tak wyglądają nasze kilometry dobra - wszystko ze złotówek! Warto? Warto! Zapraszamy za rok. :)

Ponieważ musi być coś wesołego, ponieważ jak zwykle mam dylemat, ponieważ ta piosenka jest bardzo majowa, ponieważ już dawno powinna się tu znaleźć, ponieważ zgrywa się w całość z notką, to łapcie:  LemON - Jutro"Żadnego końca świata dziś nie będzie, bo w Tokio jest już jutro. Wciąż waham się wciąż chcę cię mieć, chcę... Chcę pewność absolutną! Gdy zechcesz iść, to nie patrz w dal, zrób jeden krok do przodu. Bo ten nasz świat jest pełen wad i jest pełen gniewu. Nie będę myśleć dziś i na jutro to zostawię..."

 Au revoir. xoxo


PS You Can Dance mi się skończył, nie ma co robić w poniedziałki. Gratulacje dla Sobka, choć po moim Michasiu rozpaczałam strasznie, no ale cóż - takie życie. ;c

czwartek, 30 kwietnia 2015

I've got thick skin and an elastic heart.

Może coś by się zdało naskrobać... Od początku kwietnia leczę katar, czuję się nim wykończona. Wielkanoc w tym roku była straszna - popadłam w jakąś śpiączkę, byłam chora i tylko w Wielką Sobotę zwlokłam się z łóżka, bo moja najukochańsza Marika zwana Maryś miała 18! ♥ Nagrałyśmy jej filmik z życzeniami i nieskromnie powiem, że wyszedł super, choć Wera składała go przez całą noc, no i ciężko było  zająć Maryś, by w międzyczasie móc nagrywać znajomych składających życzenia. Ale efekt genialny! <dumna> A za półtorej tygodnia do grona "dorosłych" dołączy Wasza Jeanette, co trochę ją przeraża, ale przecież jest niepoprawną optymistką. No i w ogóle to byłam na ognisku u Wery i te problemy, gdy mokre drzewo nie chce się palić. Ale było fajnie, tylko zimno. No i kiedy odwożą Cię do domu(tak się złożyło, że byłam w samochodzie jedyną osobą płci żeńskiej) i jeden z chłopaków pyta się drugiego: "Wiesz gdzie masz jechać?" On: "Nie" <odwracają się do mnie>: "Wiesz gdzie?" J: "Wydaje mi się, że jeszcze wiem, gdzie mieszkam." :p W ogóle to nie mogliśmy się dogadać w klasie co do wycieczki, ale padło na Sandomierz.  3-klasiści już poszli<spieszmy się kochać maturzystów, tak szybko odchodzą ;') >, zrobiło się tyle miejsca i jesteśmy najstarsi, ale moja Sylwuś też jest 3-klasistką i odchodzi z angielskiego, będzie smutno. ;c Dzisiaj ją żegnaliśmy i ciężko sobie uświadomić, że to już koniec naszych wspólnych powrotów, przecież my tak łazimy od podstawówki... A niechcący ostatnio ją "pocieszyłam", robimy jakieś zadanie, Sylwia: "Ale dobrze mi idzie!" J: "Nie ciesz się, niedługo matura!" Jeanette czasem zaskakuje samą siebie, ale ja naprawdę jestem miła! Doszłam ostatnio do wniosku, że jedynym plusem liceum są liczne wyjścia(odkrywam miejsca, o których istnieniu nie miałam pojęcia, a są magiczne), chodzimy na warsztaty, spotkania, a ostatnio byli u nas mikrobiolodzy i rzucali jakimiś tylko im zrozumiałymi żartami. Byliśmy też na spotkaniu ze świadkiem historii, który jako chłopiec przebywał w gettcie - naprawdę takie momenty i opowieści na długo zapadają w pamięć. Poza tym byłam na mistrzostwach w halową piłkę nożną ministrantów i lektorów. ;p Wszystko super oprócz tego, że zirytowałyśmy jeden zespół z Dorą. No bo umowa była taka: kończymy o 17, mówimy wszystkim, że mają się nie przebierać, jechać w strojach na inną halę i tam od 17.30 finały. No a złożyło się tak, że skończyliśmy o 15, ale jakoś z Dorą nie zgrzeszyłyśmy inteligencją. No i schodzimy posprzątać szatnie, został zespół, który miał grać finały i pytamy się ich opiekuna: czy oni się przebrali, on odpowiada, że tak, a my nieśmiało, czy mogą się znowu przebrać, bo powinni być w strojach. Po czym idziemy na górę, a Kuba: "Ktoś jest jeszcze w szatni?" My: "No kazałyśmy się znowu chłopakom przebrać." K: "Nie trzeba, bo mamy dużo czasu!"<zbiegł i kazał im się ZNÓW przebrać> Potem patrzyli się na nas, jakbyśmy im coś ukradły<czas na pewno ;p> I był taki fajny ksiądz, ja z Dorą zbieramy śmiecie, a on: "Można jeden worek?" Dałyśmy mu, a on do swojej drużyny: "UWAGA! Teraz chłopcy sprzątamy!" W ogóle ja i szczęście nie chodzimy w parze. Ostatnio biegnę z Maryś po zeszyt i spadłam z tylko jednego schodka, po drodze rozrywając bransoletkę, kalecząc rękę i obijając biodro - to też trzeba potrafić, prawda? :D No a jak ostatnio grałyśmy w nożną, to aby strzelić gola musiałam stawić czoła 3 dziewczynom sama i jedną poniosły emocje i dostałam kopniaka w staw, co jeszcze czuję. No jestem chodzącym pechem, strach wychodzić z domu. Zresztą ostatnio ciągle uciekały mi autobusy, więc w piątki rano jeszcze przed wf-em czułam się wystarczająco rozgrzana - ja i mój brak kondycji po 10 minutach biegnięcia z katarem mamy dość wszystkiego. Poza tym uwielbiam, gdy zachowujemy się z Maryś jak upośledzone i gdy Dominika mówi nam, że Hong Kong da się wypowiedzieć bez zamykania ust i dotykania językiem podniebienia, więc siedzimy 20 minut i powtarzamy. I pochwalę się, że jakiś dobry chłopak ustąpił mi miejsce w autobusie, sytuacja o tyle śmieszna, że były wolne miejsca, stanęłam, bo nie chciałam siedzieć, a on mówi: usiądź, ja, że postoję, więc on wstaje i mówi, żebym usiadła, bo on się będzie głupio czuł, no cuda się zdarzają. W ogóle to chyba ja i mój plecak wzbudzamy w ludziach litość i wszyscy chcą nam ustępować miejsca - mój plecak jest zawsze tak naładowany, że wyglądam jak żółwik i chciałabym tu żartować. ;p Poczułam też wiosnę, lubię chodzić z Agą na dworzec, słuchać ulicznych artystów i rozmawiać o skrzypłoczach. To takie fascynujące zwierzaczki, haha. Śmiejemy się wtedy głośno i łapiemy słońce. No chyba, że mamy 10 minut do autobusu, wtedy po prostu pędzimy na złamanie karku. Uwielbiam też, gdy umawiamy się ze znajomymi z wolontariatu z Matim, a on nie spóźnia się 15 minut czy pół godziny, ale 2 i pół godziny! Współczuję jego przyszłej dziewczynie! Co do Matiego, raz musiał u nas w wolontariacie zaprowadzić panią do radcy prawnego, wraca, pytamy się: "Dałeś radę?" M: "Tak, ale przeklinała..." My: "Co powiedziała?" M: "Nie powiem wam!" My: "No weź!" M: "Pani niedziewica spod latarni..." Mistrz definicji, ale! Potem rozmawiam z Maryś na fb, napisała coś śmiesznego, ja: "Prawie tak dobre jak niedziewica." M: "Jaka niedźwiedzica?" I dogadajcie się z moją przyjaciółką. Chociaż Maryś jest przynajmniej kochana, dogadać to się nie da z sorką od his-u. Ona mnie doprowadzi do nerwicy, przez jej lekcje cała się trzęsę i dostaję białej gorączki, nawet nauczyciele jej nie lubią. Sorka od polskiego powiedziała nam, że ona z nią nie rozmawia, bo po prostu nie rozumie tej kobiety, a wczoraj siedzę z Agą przed lekcjami. Uczę się tego his-u, podchodzi były sor od polskiego: "Czego się uczycie dziewczyny?" Pokazuje mu podręcznik. "A kto was tym męczy?<biol-chem wkuwa his, coś nie tak>" Ja: "Sorka K." Sor<śmiech, prawie się krztusi>: "No to się uczcie." Teraz rozumiecie. Kilka tekstów na koniec.


Moja siostrzenica dostała rower, ale nie mogła nauczyć się pedałować, ale jak zrozumiała, to jeździła po całym domu, zaczęłam się z nią drażnić i stawałam jak jechała, więc musiała używać dzwonka, a ja wtedy uciekałam, a ona nagle mówi : "Dobrze, że ona ma oczy, bo by nie uciekała."

Ksiądz<do mnie, bo rozmawiałam z Werą>: Dlaczego mąż pożąda żony innego mężczyzny?
Ja: W sumie to nie wiem... Mężczyzną nie jestem, żony też nie mam...

Ksiądz<do Kuby, po dyskusji>: Inteligentnych ludzi brakuje, więc rozmnażaj się na potęgę... Ale dopiero po ślubie!
Ewa<zgłasza się>: Ale 90% inteligencji jest po matce!

Na matematyce, jakieś strasznie trudne zadanie, sor zdziwiony, że nie wiemy, jak zrobić, Kamila: Nie mieliśmy takich zadań.
Bianka: Miałaś to od zerówki...
Kamila: Ja nie wiem, co ty miałaś w zerówce!

Robimy zadanie: "Ciągnik ma 4 koła, z których..."
Sor: Koło traktora...
Zuzia: A skąd wiemy, że to jest traktor? ♥

Sorka od polskiego: Wasz kolega Mickiewicz...

 Sorka<dalej polski>: Jak już zostaniecie kardiochirurgami, to przypomnicie sobie o małej M.<sorka mówi o sobie> i pójdziemy na raucik... Niecny żarcik. ;)

Sorka cytując sprawdzian jakiegoś ucznia: Prowincja - miejsce, gdzie jednorożce biegają po zad**iach.

No to na razie tyle, łapcie zdjęcia. :*

1.,2.,3. Pieczemy z mamusią rogaliki! Takie zdolne ♥ <właściwie bardziej mama niż ja ;p>
4. Pozdrawiam z mistrzostw ministrantów.

Sia - Elastic Heart Wahałam się, ale to dobry wybór. "Oh, dlaczego nie mogę okiełznać miłości? I mogłam pomyśleć, że jesteśmy jednością, chciałam walczyć w tej wojnie bez broni. I chciałam, i chciałam tego bardzo, ale było tak wiele czerwonych flag."


Idę spać. Odpoczywać. Lenić się. Au revoir. xoxo

PS1 W szkole mieliśmy Dzień Sobowtóra. Wszystkie dziewczyny chciały być jak Audrey Hepburn i w ten sposób było ich z 10.
PS2 Kocham ludzi, ale ostatnio naprawdę igrają z ogniem i przekraczają cienką granicę mojej irytacji.
PS3 Wciąż lubię wracać do piłkarzy ręcznych w "Mamy cię" - tak mnie to bawi.
PS4 Mam manię na You can dance ostatnio - naprawdę jestem zakochana w tej edycji.

wtorek, 31 marca 2015

I’ll be the one to run for you.

Jeanette jest niereformowalna i nie do ogarnięcia. Cierpi na niedoczas, chroniczne niewyspanie i uprawia jogging autobusowy. Tak wygląda moja charakteryzacja. Dobrze, że mam jakieś przebłyski szczęścia np. nie doczytałam "Lalki"(Prus to się chyba źle czuł, popełniając tyle stron), a kartkówkę napisałam. I jestem oszustką - nie wierzcie mi, mój tydzień trwa przeciętnie ziemski miesiąc. :D Teraz też Wam pewnie obiecam, że ostatecznie dokończę opis mych ostatnich MIESIĘCY za jakiś tydzień, ale nie wierzcie, proszę, będę miała mniejsze wyrzuty sumienia. Wiosna już była, już odzyskiwałam energię, jak ja mówię do Agi: "Jestem rośliną! Potrzebuję światła, żeby przeprowadzać fotosyntezę, a nie szkolnych lamp!", no i jest paskudnie. Gdzie moje 20 stopni? Wróćcie! Święta się zbliżają, święta = wolne, wolne = więcej czasu do zmarnotrawienia. Czekam... ;3 No i potrzebuję wakacji, a może nie? ;p Co się działo? A to jakieś projekty, kiermasze, warsztaty, sprawdziany, spotkanie z lekarskim małżeństwem, Dni Otwarte i granie na wf-ie w piłkarzyki(naprawdę tęskniłam za podstawówką) i tak mi mija czas. W dodatku teraz to się będzie działo, jeszcze bardziej intensywnie! Także sami widzicie: brak czasu na wszystko! W dodatku zostałam koordynatorką akcji w moim wolontariacie i ciężko mi ogarnąć moją ekipę, są oporni, ale Mati obiecał, że po świętach bierzemy się ostro do roboty, więc będę zdawać efekty. M. in. planujemy flash mob, nasze nagrywanie go(kroków) było genialne, moment kiedy patrzę się na Werę, bo nie pamiętam kroków, a ona liczy, że spojrzy na mnie. ;') W ogóle to dziś zobaczyłam filmik jeszcze z mojego feryjnego wyjazdu z wolontariatem właśnie i aż mi się przypomniało: warsztaty z planowania czasem, prowadzi je Maria i każe Matiemu czytać, jak uzupełnił tabelkę. Maria<komentując tabelkę>: "To ważne, żeby facet jak coś zaczynał, to kończył..." Mati: "No w sumie..." W ogóle jak zwykle przyczepili się do mnie jacyś "niezwykli" adoratorzy. Podryw kwitnie, ale tylko jednostronny, wyobraźcie sobie sytuację, że nie możecie znaleźć ośrodka z waszym "kolegą", okazuje się, że szliście w złą stronę, jesteście przemarznięci, gdy docieracie na miejsce macie bananka na twarzy, oznajmiacie: "Dobrze, że jesteśmy, bo tak przemarzłam.", a dobroduszny kolega postanawia Wam ogrzać ręce(nic w tym dziwnego, o ile ten kolega nie przyczepia się do was na stałe jak glonojad do szyby), ale jesteście sprytne: "Zimno mi w nogi, nie ręce." Nie lubię, kiedy ktoś nie potrafi zachować dystansu, a niestety do takich okazów mam szczęście wyjątkowe. Kolega nr 2 natomiast za wszelką cenę próbuje się wkręcić jako mój partner na studniówkę, którą mam przecież za rok dopiero! Za co ja tak cierpię? Do niektórych ludzi słowo: "nie" nie dociera, ach... Albo robiliśmy grupowe zdjęcie, jest jeden bardzo wysoki chłopak, stanął z tyłu, a przed nim przepychają się 2 przyjaciółki, bo żadna nie chce, żeby ją było widać. W końcu mówi chłopak: "Może ja się obniżę?" Jego kolega: "Ty nawet jak klękniesz to Cię będzie widać!" A i nie mogę zapomnieć o inauguracji "Kilometrów Dobra" - to taka akcja, gdzie próbujemy pobić rekord Guinnessa w długości ułożonym monet(złotówek), a potem pieniądze idą na cele dobroczynne. Super zabawa! Na początek w naszym wolontariacie zrobiliśmy 2 grupy, dwie os. przebrały się za skarbonki i każda grupa miała swoją, za każdą zebraną od przechodniów złotówkę, skarbonka robiła 1 krok i chodziło o szybsze pokonanie deptaka. Oczywiście, moja drużyna przegrała, ale niewiele nam zabrakło. Oni oszukiwali. ;p <tak przynajmniej sobie wmawiam, lepiej znieść porażkę>. Kilka tekstów na pożegnanie(tak Wam będę dawkować ;p):
His
Tomek: Ja nie chciałem przeszkadzać!
Sorka: Ja za tydzień zamknę na całą godzinę Tomka w kiblu i nie będzie problemu.
Tomek: W kiblu też się dobrze bawię!
Polski
<rozmowa o Mickiewiczu i jego licznych miłościach>:
Zuzia: A ile on miał dzieci?
Kuba: Nie liczono wtedy do tylu?

<sorka jak zwykle do odpowiedzi wzięła któregoś z chłopaków>
Tomek: Sorko, dlaczego? Jest nas tylko 6, a na każdej lekcji pytanych przynajmniej dwóch!
Sorka: Odpowiem ci jak prawdziwa kobieta: BO TAK!

Niemiecki:
Sorka: Co wynosicie dobrego ze szkoły?
Kuba: DŁUGOPISY!

<przez ostatnie lekcje niemieckiego piszemy dialogi, moje z Maryś są zawsze takie same: cześć, cześć i od razu przechodzimy do tematu rozmówki np. Co robiłaś w weekend? Byłam tu i tu.>
Maryś: Uwielbiam niemiecki! Tu jest taka bezpośredniość.

Starczy na razie, czekajcie w niepewności do kolejnych moich wyżaleń. :*
 1. Moja Mała Zemsta ma już 4 latka. ♥ I choruje naokrągło. ;c A wiecie, co sobie zażyczyła na urodziny? Żeby ciocie do niej przyjechały. ;') No i dostała. :)
2. I pierwsza jazda na rowerku - Anecia uczy małą. So cute. :D
3. Dzień Kobiet - panowie choć raz się postarali. Róż dla księżniczek, wiadomo. ^^
 Years & Years - Take Shelter  "Udajemy, że nam nie zależy, to zostawi gdzieś po sobie ślad. Chcesz mi pokazać coś nowego? Powiedz mi tylko, co mam zrobić, żeby trzymać się od ciebie z dala. Wszystkie twoje odcienie zaczynają płonąć. Wiem, że chciałam zdecydowanie zbyt wiele..."

Au revoir. xoxo

PS Skoki mi się skończyły. Będę płakać. I naprawdę szkoda mi Prevca. (Mało PS-ów, czyżbym była chora? o.O)

sobota, 28 lutego 2015

Hope when you take that jump, you don't feel the fall...

Wybaczcie Waszej Jeanette tę nieobecność. :c I z góry przepraszam za tę notkę, bo to nie będzie to, czego się spodziewacie, u mnie działo się ogromnie dużo! I łzy, i radości, i wściekłości, miłości CHYBA na razie brak. ;) Za to brak czasu i zbyt dużo lekcji mnie wykańcza. Także: prawdziwa notka, z tym co się działo, z feriami, genialnymi tekstami moich przyjaciół i klasy pewnie za tydzień, wtedy też skomentuję Wasze notki, I promise, a teraz taka "zapychajka", bo się miesiąc kończy(i Tina na mnie krzyczy ;*). Leń mnie ostatnio złapał straszliwy, motywacji nie ma do czegokolwiek, a pracy przybywa. No a teraz zamiast pisać, powinnam uczyć się biologii i czytać moje 1000 str. "Lalki". ♥ Miałam prowadzić słoiczek szczęścia i go zaniedbałam, i lipa, ale tak to bywa. Ogólnie nie wiem, co mam pisać, żeby zostawić Was w jakimś dreszczyku emocji i nie zanudzić na śmierć, ech. ;p Lepiej Wy mi opowiedzcie, co tam u Was, bo ja dopiero wszystko ogarnę za tydzień. Ach! Wiem - najważniejszy element mojego życia, czyli sport. No to moja największa miłość, czyli ręczna, Mistrzostwa Świata i jest brązik! Wciąż mnie cieszy, tylko ten głupi Katar, apsik! ;) Ale za rok Mistrzostwa Europy u nas - będzie się działo, mama zapowiedziała, że jedziemy we 2. *.* No i Michał Szyba - ten cudowny Zegarek jest z moich okolic, szczęście x2. A dzisiaj skoczkowie(chyba zaczynają nową tradycję :D) mało nie doprowadzili mnie do zawału, skończyło się brązem, do srebra niewiele zabrakło, ale grunt, że medal! <3 Schlieri mógł tak nie szarżować. ;p W ogóle to był Plebiscyt Przeglądu Sportowego i potwierdza się moja opinia, że Stoch jest ideałem mężczyzny, no naprawdę, chyba mam jakąś obsesję, ale spokojnie, jego żonę też lubię, psychofanką nie zostanę. ;D Żeby nie było tak sucho, opowiem Wam 2 szybciutkie "anegdotki". Któregoś dnia idziemy z Werą na spotkanie wolontariatu, padał deszcz, wchodzimy takie mokre, przytulamy się do Asi: "Jakie wy mokre!" J: "Miss mokrego podkoszulka, a raczej kurtek." Kubson: "Wolałbym tę pierwszą wersję!" A druga, siedzę z sorką od chemii na zajęciach, wyszła sobie do pokoju nauczycielskiego, wraca: "Właśnie w pokoju o tobie rozmawialiśmy, czy ty jesteś jedną z tych 3 sióstr, co chodziły do nas do szkoły?" J: "Nie, mam siostrę, ale tylko jedną, nie dwie i nie chodziła tu do szkoły. Ode mnie chodziła tutaj tylko siostra cioteczna." Sorka: "A ona ma może 2 siostry;>?" I nie, nie ma. :p  No i ostatnio moja klasa zabłysła na biologii, właściwie Grzesiek i Tomek. Kuba prowadzi lekcje o systematyce ptaków. Jakiś dwukolorowy ptak, Grzesiek: "A dlaczego one mają 2 kolory?" K: "A dlaczego ty masz brodę?" G: "Bo nie chce mi się golić!" <kolejne ptaki> K:"...dobrze pływają." G: "Dla relaksu?" <kolejne ptaszeczki> K:"...są monogamiczne..." Kamila: "Co to znaczy?" Bianka: "Że wierzą w jednego Boga!" Potem rozmawiamy o pingwinach, jak jedne odróżnić od drugich, Kuba: "Są większe. Mają większe rozmiary WSZYSTKIEGO." Kolejne były papugi, K: "Żyją w klimacie podzwrotnikowym, ale można je trzymać w domu, w klatkach." Drugi Kuba: "A jak wsadzę do pudełka?" K<już nie wytrzymuje, bo mu ciągle przerywają>: "TO UMRZE!" Kuba Drugi: "A do piekarnika? ;>" I zostawiam Was z pytaniem Tomka: "Dlaczego gołębie nie są drapieżne?" Marzenia biol-chemu. <3 ;) To jest chyba moja najgorsza notka, idę spać bo padam na wszystko, naprawdę Was przepraszam, poprawię się, następna notka będzie genialna!(mam nadzieję) xx Ciąg dalszy nastąpi. ;*

1. Takie rozmowy z Karolcią po ręcznej. :D Po brązie dokładniej, jeden mecz nawet obejrzałyśmy razem, ale biedna musiała opanowywać emocje(I don't know why ;c).
2. Jeanette kibicka! I patriotka. ;)
Bardzo mądry tekst, powinnam Wam wkleić cały: OneRepublic - I Lived "Chciałabym móc doświadczyć całej twojej radości i twojego bólu, ale zanim nadejdzie mój moment, powiem: zrobiłam, zrobiłam to wszystko. Zrobiłam, zrobiłam to wszystko. Wykorzystałam każdą sekundę, którą otrzymałam od świata. Widziałam tyle miejsc, zrobiłam tyle rzeczy. Tak, każdą złamaną kością, przyrzekam, że żyłam." Ta piosenka utożsamia moje marzenia i dlatego wciąż mi brakuje czasu. ;) Oby było nam dane tak powiedzieć. Oby.

Au revoir. xoxo

PS Zrobiłam tyle kilometrów wczoraj, że nadal bolą mnie pięty i nie mogę chodzić, brawo! :D
PS2 Wydłużcie mi dobę do 30h, co? ;) ZAPŁACĘ! ;*
PS3 Pogodę już mieliśmy chyba każdą, to pora na wiosnę? Co wy na to? ;D Ciepło wprowadza mnie w pozytywny nastrój. :)

sobota, 10 stycznia 2015

Life's a game made for everyone and love is the prize.

"Życie jest grą stworzoną dla każdego, a miłość jest nagrodą..." Takie myśli w Nowym Roku...
Cześć kociaczki! Wróciłam do szarej rzeczywistości, pierwsze sprawdziany już za mną, była zima - zrobiła się plucha, więc pozwólcie mi powrócić myślami do sylwestra. :D Także tak: do Wery pojechałam gdzieś na 20, potem do znajomych. Tańce, śpiewanie i wszystko byłoby super, gdyby mój brzuch i żołądek mnie nie wykańczały, ale poza tym na plus. Wera samotnie tańcząca i puszczająca sobie piosenki. ♥ Niektórzy poczuli do siebie ogromne przyciąganie. ;p Jak się okazało - wino to jednak też alkohol, potwierdziła to Madzia. ;p I witałam Nowy Rok w nieswojej kurtce i butach, szukam zawzięcie, nagle wchodzi Magda i zgadnijcie, czyje ciuchy ma na sobie? Potem życzenia, przytulanie, do domu wróciłam wpół do 8, więc chyba było dobrze. Chociaż usypiałam na fotelu i jeszcze o mało co się nie wywaliłam ze 3 razy, jak szłam na stację - ślizgawka niesamowita. No i nie zapomnę, jak Karolina nam tłumaczyła: "Liście wyrastają z węzłów." Karol: "Nie ma możliwości, żeby nie wyrastały." Karolina: "Liście są potrzebne!" 3 stycznia byłam na 18-nastce Agi. ;D Oczywiście zaczęło się pechowo - spóźniłam się na autobus, bo popsułam zamek w spódnicy(wiecie: 3 minuty, wciągam ją na siebie, słyszę rozdarcie, błagam nie, błagam nie, obkręcam, zamek trzasł), musiałam się cała przebierać i chodzić po nieciekawej okolicy sama, ale nie spóźniłam się tak bardzo. Wszystko się działo w mieszkanku babci Agi, wchodzę po schodach, stoi jakiś chłopak z prezentową torebką, rozmawia przez telefon: "Gdzie mam iść?", skończył, ja: "Chyba idziemy w to samo miejsce." Jakoś dotarliśmy, było śmiesznie, Aga dostała piękne prezenty, ale najlepszy był filmik o jej dorosłym życiu zrobiony przez przyjaciół, prawie płakałam ze śmiechu: wszystkie elementy od studiów, przez ciążę, aż po wnuki - postarali się bardzo. Trochę rozmawialiśmy, trochę śpiewaliśmy(nawet Golec uOrkiestra poszło ;D), jedzenia było mnóstwo, nawet ja się skusiłam na tort z FC Barceloną(ja - przeciwniczka cukru! xd). Obawialiśmy się trochę, co pomyślą o starszej pani(mieszkanie babci) sąsiedzi, ale nikt się nie skarżył. No i pasowanie Agi też było - chociaż lekkie, naprawdę byliśmy łaskawi! ;) Każdej 18-nastce tak życzę, a imprezę zaliczam do jednej z najlepszych - kulturalnie, sympatycznie i ludzie też bardzo mili. Aż się nie mogę doczekać zdjęć. Ale to wcale nie była ostatnia impreza dotychczasowego roku, 6 stycznia miałam parapetówkę u siostry. Chrzestna się martwi, co mi kupić na urodziny, chociaż czas do maja, ale chyba chce wiedzieć, ile oszczędzić. ;p W ogóle, nie wiem skąd, ale nasunął się temat o plastyce i o ocenach mojej chrzestnej, uczyła ją ciocia, więc się śmieli, że pewnie 5 miała po znajomości, a ona: "Kiedyś naprawdę ładnie rysowałam, to, że teraz nie jestem uzdolniona artystycznie, nie znaczy, że wtedy nie byłam. Tylko wiecie - miałam taką dziwną manię wielkości. Jak robiliśmy domki dla lalek z pudełek po butach, to ja robiłam domek z pudełka po TV, jak robiliśmy marzanny z drewnianych łyżek, to moja była taka wielka, że jej nie mogłam przynieść do szkoły!" Artur: "Haha pewnie jej nie mogłaś nawet zatopić, bo zaczynała pływać." Ch: "Co tam zatopić, ona się nawet palić nie chciała!" Fajnie było i potem bawiłam się z Majeczką. Moja kochana. *.* W szkole też rozrywek nie brak. Następny tydzień może będzie nawet luźniejszy. :) Ksiądz jest taki kochany, uczymy się w środę na religiach na sprawdzian z biologii, a w pierwszym rzędzie siedzi Domi, kuje, ksiądz tłumaczy nam, co to sprawiedliwość, bo taki temat. "Co to jest sprawiedliwość? <cisza> Czy skoro wszyscy się uczą, a napisałbym uwagę tylko Dominice, to czy byłoby to sprawiedliwe?" My: "Nie." K: "No to co powinienem zrobić, żeby było sprawiedliwie?" My: "Nie pisać nikomu!" Ks: "To jest wtedy MIŁOSIERDZIE!" A propos biologii, przypomniał mi się tekst sprzed Świąt. Na przerwie sorka wyszła z sali, wraca - akwarium się nie świeci: "Kto wyłączył rybki?!" Tomek: "Może to samobójcy?" A na polskim sorka(która jest wychowawczynią klasy humanistycznej) wystawia nam oceny, Tomkowi stawia 3 i mówi: "Powinieneś mieć 4, bo moje dziewczyny nie mogą się spotykać z chłopcami, którzy mają mniej niż 4." Tak się dba o swoich wychowanków. :D
Pamiętajcie, że wino to też alkohol! haha ;D
Echosmith - Cool kids "Serca ich wszystkich biją tak samo, ale jej serce zostaje w tyle. Nic na tym świecie nigdy nie mogłoby ich zdołować, oni są niezwyciężeni, a ona jest gdzieś w tle. I ona mówi: marzę, żeby być jak te fajne dzieci, bo wszystkie te fajne dzieci zdają się tu pasować. Marzę, żeby być jak te fajne dzieci, jak fajne dzieci..." Czasami nigdzie nie pasuję, ale chyba w gruncie rzeczy lubię siebie, a przynajmniej się staram. Nostalgicznie się zrobiło, taka pora, koniec, bo zaraz Wam wypracowanie napiszę.

Au revoir. xoxo Jeszcze raz, jak w poprzedniej notce: szczęśliwego Nowego Roku! ;*

PS To już tak tradycyjnie - musi być. Założyłam słoik szczęścia - jednak nawet w ciągu najbardziej parszywego dnia można znaleźć pozytyw. Nie zdawałam sobie sprawy, że takie drobnostki mogą zdziałać tyle dobra, a przecież w Nowym Roku miałam częściej mówić "dziękuję". ♥
PS2 "Slap her": children's reactions widzieliście to? Strasznie mnie takie rzeczy wzruszają. *.*
PS3 Wera: "Jeszcze ani razu się nie pomyliłam z datą!" Ja: "Ja też!"<powiedziałam to sekundę po tym, jak skończyłam pisać w zeszycie: 8.01.2014r. - taki kłamczuszek, no i śmiech ze mnie obowiązkowy ;p)
PS4 Ktoś jutro na WOŚP? Powodzenia! I pełnych puszek życzę. :) Ja się w końcu muszę przełamać i w którymś roku pójść, bo się wybieram, jak sójka za morze.

wtorek, 30 grudnia 2014

Chasing, always chasing dreams.

Cześć Śnieżynki! :) Pora na szybki, grudniowy(nie będzie szybki, nie oszukujmy się ;p) pościk. Święta, święta i po - Wigilia znowu u nas, trzeba się było narobić jak za przeproszeniem głupie osły. Ale choinka stoi, żarcia ubywa, moje ciasto okazało się zjadliwe(chociaż nie ufam przepisom z internetu - masa była robiona 2 razy, bo za pierwszym razem wyszła słodka, pełna grudek breja, mniam), no i nastrajam się noworocznie. W tym wszystkim najlepszy był mój tata, który nic nam nie pomagał, po czym dostał olśnienia w Wigilię. Mama naszykowała dywan i śmieci, żeby rano wyrzucić jedno i drugie, wstaje: śmieci nie ma, a dywan stoi, myśli sobie: jak zwykle, jedno można wziąć, a drugiego to już nie. Nagle wraca tata i mówi: "Mało trzepaczki nie połamałem, tyle włosów na tym dywanie." M: "Co ty robiłeś?" T: "No jak to co? Naszykowałaś, to wytrzepałem ten dywan." M: "Ale on był do wyrzucenia!" T: "Teraz wytrzepany, to już nie jest do wyrzucenia!" Albo moja siostrzenica chciała cukierki pakować do woreczka na wynos, tata mówi: "Nie ma na wynos, można jeść tylko u nas." No to mała obrażona, idzie do mojej mamy i mówi: "Dziadek będzie sam jadł i jadł te cukierki, aż mu brzuch pęknie!" ♥ Tyle Świąt - było rodzinnie, śmiesznie, kolędy itd., teraz trzeba jakoś zrzucić te kilogramy, poza tym pierwsze święta w nowym domu mojej siostry - szykuje się parapetówka. I jeszcze 18nastki - imprez, a imprez. ;) Cały grudzień obfitował w wyjścia - do kina na rosyjski film, który okazał się dla nas za trudny, no bo nagle w środku wyskakuje wam np. reklama grzybków halucynków. ;) No i byliśmy w prosektorium - utwierdziłam się w przekonaniu, co chcę robić po liceum, ale jeszcze długa droga przede mną. Chociaż jak posłuchałam studentów, to zastanawiam się, czy oni oby na pewno są ludźmi? W ciągu roku wkuli tyle stron, ile ja nawet nie przejrzałam przez całe życie. W wolontariacie robiliśmy mikołajki - dzieci miały tyle radości, kiedy dostawały to, co napisały w listach. ♥ A my, patrząc na nie, cieszyliśmy się jeszcze bardziej. Do tego Natalka namalowała mi reniferka na twarzy. *.* I z klasą byliśmy jeszcze na wycieczce w stolicy. :D Nasza nauczycielka od hisu jest "cudowna". Najpierw prawie się wpakowała do kościoła podczas pogrzebu, a potem zabrała nas do muzeum, gdzie pokazywała nam: sale konferencyjne! Ale potem było Muzeum Powstania(w którym się zakochałam, wstyd, że wcześniej nie byłam). No i teatr: Wojewódzki taki cudowny, no i Olbrychski - śmiałam się, że mimo wieku wciąż bym na niego poleciała, a sorka: "Ja myślałam, że on będzie powłóczył nogami już, a on normalnie chodził!" - tak krzepiąco. ;p Także: gwiazdowo. A potem były wigilie: najpierw w wolontariacie. Mandarynki - moja miłość. *.* Tyle kochanych życzeń dostałam, tyle przytulania, po prostu radość do końca tygodnia, łez też nie zabrakło, i śpiewania. W klasie było bez polotu, szczerze mówiąc - życzenia odklepane, opłatek połamany i jedynie moja wychowawczyni - podeszła do prawie 36 osób, każdemu złożyła życzenia dała buziaka, jak jej można nie kochać? Za to na dodatkowym angielskim p. Magda zrobiła dla mnie ciasteczka bez cukru. <3 A na zwykłym angielskim, przychodzą dziewczyny - ogłaszają, że zbierają rzeczy dla schroniska. Sorka: "Wy to biol-chem, weterynaria, to mam nadzieję, że coś zbierzecie." Ktoś: "A sorka pomaga bezdomnym w Anglii?" Zgaszenie miesiąca po prostu. W końcu znalazłam chwilę czasu dla Aneci i Karoli, jeszcze Paula. :D Karola mnie czasem przeraża. o.O Myślimy to samo, mówimy to samo, robimy to samo - nawet plany mamy wspólne. ;) Dobrze jest sobie tak czasem się wygadać, wiecie? Chyba potrzebowałam przynajmniej częściowego uzewnętrznienia, bo do końca nigdy się nie da, ale minimalnie mi lżej. Jakieś kompleksy mi ostatnio wyłażą, nie lubię tego. Wolę wersję: wieczna optymistka, ale czasami się nie da. Czasem trzeba z siebie wypuścić powietrze jak z balonika. W końcu obejrzałam "Zostań jeśli kochasz" - wspaniały, ale i tak nie zobaczyłam jeszcze tego, co planowałam, i nie przeczytałam... A już znowu czeka na mnie nauka. ;c POSZALELI! Bo semestr się kończy, ot co. A jutro sylwek i imprezujemy, łuhu! Będzie, będzie zabawa... Wypadałoby jakoś chociaż dwoma zdaniami podsumować ten rok. W gruncie rzeczy był chyba dobry: dołączyłam do wolontariatu, zżyłam się z niektórymi osobami, pożegnałam trochę elementów przeszłości, by przywitać koszmary teraźniejszości. ;) W końcu byłam w moich wymarzonych Włoszech, chyba też trochę lepiej poznałam siebie - a to ważne. To też rok, kiedy spełniłam kilka marzeń - widziałam szczypiornistów, Podsiadło, Bednarka(po raz drugi ;p), nie zabrakło sukcesów sportowych Polski, które zawsze mnie ogromnie cieszą, nie zabrakło też przygód i "imprezek". Gdybym miała podsumować ten rok jednym zdaniem? To był rok dobrych ludzi, naprawdę - poznałam tyle fascynujących osóbek, że to najlepiej odda wszystko, a wiadomo, że z dobrymi osobami życie upływa przyjemniej. A teraz pora na życzenia(chyba świąteczno-noworoczne, bo nic wam nie życzyłam wcześniej, niestety): dużo zdrowia, miłości, szczęścia, wytrwałości, żeby ten rok przyniósł Wam nowe nadzieje i dał Wam wiele radości oraz uśmiechu. Wiadomo: spełnienia marzeń(ktoś mi pożyczył na wolontariacie i bardzo mi się to podoba: oprócz jednego, abyście zawsze mieli o czym marzyć), docenienia ludzi wokół siebie, prawdziwych przyjaciół, sukcesów, osiągnięcia celów na ten rok, zmian, bo zmiany są dobre i nie trzeba się ich bać i także odwagi do zrobienia kroku naprzód, przeproście tych, których powinniście, podziękujcie za to, co otrzymaliście. Niech nadchodzący rok wiele was nauczy i zapisze w Waszej pamięci wiele cudownych chwil, ale przede wszystkim: cieszcie się, zapomnijcie o problemach i o tym co było złe, bądźcie mili i dobrzy dla innych, ale nie zapomnijcie o samych sobie, dobrze? Bo jeśli pokochacie siebie, będziecie w stanie pokochać cały świat, oczywiście wszystko ma swoje granice, ale wierzę, że akurat Wy nie macie z tym problemu. Więc przez ten rok dajcie z siebie jak najwięcej innym, ale zróbcie też coś koniecznie dla siebie. Podsumowując: życzę Wam, aby ten rok okazał się po prostu wspaniałym czasem: dla Waszej rodziny, bliskich, ale przede wszystkim dla Was. Szczęśliwego Nowego Roku! ;*
Światełka na choince wciąż mnie zachwycają - z tego się nie wyrasta.

Nowy Rok to zmiany, więc bardzo adekwatnie: The Neighbourhood - Honest "Mam nadzieję, że znajdziesz sposób, aby być kiedyś sobą, w słabości lub w sile. Zmiana może być cudowna, więc modlę się o najlepsze, modlę się o najlepsze dla Ciebie."

Au revoir. xoxo

PS Mam nowy telefon - w końcu wracam do ludzi.
PS2 Kamil wrócił do skoków - radość nie ma granic! Od razu 4. miejsce - mistrz!
PS3 Chciałam zrobić postanowienie noworoczne, ale wiem, że nigdy mi nie wychodzą, więc jeśli uda mi się zrobić coś konstruktywnego, to po prostu będzie dobrze. ;) Jedyne co, to dzisiaj przeglądałam kalendarz z cytatami i stwierdziłam, że zdanie jakie otworzę, będzie mottem na ten rok i oto:
Mów jak najczęściej "dziękuję".
tego się trzymajmy.