poniedziałek, 14 października 2013

There's a place in my heart where my courage is kept.

Jou! Nie każę Wam tym razem zbyt długo czekać na notkę, bo mam czas, a sporo się działo i trzeba coś napisać, bo od tego tygodnia utknę w podręcznikach na dobre. Powinnam zacząć od tego, że bardzo lubię złotą jesień i mam nadzieję, że będzie mi dane choć odrobinę się nią nacieszyć. Chociaż jeśli mam być szczera - ostatnio słuchałam świątecznego Buble i niczego nie żałuję, aczkolwiek Mikołaje w sklepach to dla mnie lekka przesada. No ale... Nie w zeszłym, a jeszcze w poprzednim tygodniu mieliśmy bardzo interesującą lekcję języka polskiego - mianowicie omawialiśmy dwa cudowne dzieła sztuki, ściślej rzecz biorąc - obrazy. Na jednym z obrazów w tle był widoczny jakiś jegomość. Ktoś: "Co on robi?" Nauczyciel: "Pan oddaje mocz..." Tomek: "URYNĘ!" Co ja wam piszę? o.O I dalej o tym samym panu: "To jest w książce?" Ktoś: "A co? Chcesz zbliżenie?" Nauczyciel: "Żadnych pikantnych szczegółów pan nie zobaczy." albo "Czy to coś oznacza?"<dalej temat pana z obrazu> Nauczyciel: "Nie, to średniowieczne poczucie humoru, ich to bawiło. Pana Grzegorza też bawi." I nas wszystkich pozostałych również. Trochę jeszcze  o tym było, a następnego dnia na polskim, pan: "Chłopcy, na co wy się patrzycie?" "Bo my się zastanawiamy, co przedstawia tamten obraz." P: "Wydaje mi się, że po wczorajszej lekcji wystarczy nam interpretacji dzieł sztuki na jakiś czas..." Po lekcjach poszłam z Olivką do centrum handlowego po prezent dla mojej Paolki. Jak szłyśmy spod naszej szkoły, to Olivka nie chciała mi zaufać, że znam drogę, stoimy na przejściu, a ona: "Mam jedno poważne pytanie - gdzie ja ku*wa jestem?" W sobotę impreza. Najpierw przyjechała babcia z wujkiem. Babcia jak zwykle mnie rozbawiła. Kazałam Pauli sprawdzić, o której mam autobus, idę na przystanek, czekam, nic. Sprawdzam rozkład: "Paula, u mnie na rozkładzie pisze, że ten autobus jest od pon-pt, dzisiaj jest sobota..." W końcu mama Pauli po mnie przyjechała. Poza tym miałyśmy takie odpały, no i ja, i Paolka jesteśmy złe do szpiku kości. Jeszcze Madzia kazała mi Pauli kupić "Percy Jackson i Morze Potworów". Przyszłam, a Madzia: "Wiesz co, ja ci kazałam kupić drugą część, no nie..." Oczywiście Paula chciała pierwszą, ale my takie nieogary - no nic, do którychś tam urodzin skompletuję jej całą serię i po problemie. xd W poniedziałek pojechaliśmy na wycieczkę do Czech. Siedzimy z Werką w samochodzie - nikogo nie ma na placu - no super. Zaczęli się schodzić. Potem cały dzień w drodze - wszystko mnie bolało i tylko: "Nudzi mi się... Chyba coś sobie zjem..." Albo Wera gadała z moim jabłkiem, ja chciałam je zjeść, a gadałyśmy coś o skutkach choroby lokomocyjnej, if u know what I mean, i ona: "Trzymaj się stary!" W domku byłam z Werką - z którą spałam na połączonych łóżkach. *.* Z Gosią, Pauliną, Olivką i jej koleżanką z klasy - Patrycją. Spadłam ze schodków autobusowych, cudownie. ♥ Miałam takiego guza, że bajka. Parę osób mnie irytowało, z niektórymi złapałam całkiem fajny kontakt. Opowiadałyśmy kawały, klasa mocno zabalowała - część nawet pozaliczała zgony, jak to Olivka z Patrycją mówiły: "YOLO, YOLO!" My miałyśmy jeden wielki zgon w postaci Olivki w domku, narobię jej wstydu - a co tam: "Dajcie mi ręczniki!" W: "Co chcesz?" O: "Ręczniki!" W: "Chusteczki?" O: "Tak! Chusteczki!" Mamy nawet filmik, masakra. Albo: "Jeanette, przepraszam, wybaczysz mi? Kocham cię..." Jak to Ania podsumowała: "Słodko!" Lub "Wera, ja cię przepraszam, ja nie wiem, czemu ta woda tak cieknie, ja cię przepraszam..." Żadna woda nie ciekła, ale okeey... O. do mnie:"Wyjdź z łazienki, ja cię tylko przytulę i sobie pójdę." I jeszcze wiele, wiele innych... Do tego obiadokolacja to było oszustwo: patrzymy - frytki i dwa kotlety, ooo. Tymczasem - kotlety były mdlącym serem, Werka: "Gdzie jest nasze mięso?" Następnego dnia właziliśmy na Pradziada, myślałam że umrę - Wera dosłownie mnie wciągała na tę górę. Jeszcze pytam się faceta: "Długo jeszcze będzie ten postój?" A on: "A co?" J: "Bo nie wiem, czy zdążę zjeść jabłko." Ktoś: "Proszę pana, długo jeszcze?" On: "Czekamy, aż koleżanka zje jabłko." A następnego dnia: "Ma dzisiaj koleżanka jabłko?" J: "Zawsze^^." Poza tym jak w końcu dotarliśmy na tę górę, a my z Werką jadłyśmy kanapki z ohydnym chlebem z kminkiem(Czesi wsadzają ten kminek do wszystkiego...), to był tam pan, który walił kilofem w trawę. Karol: "Co on robi?" Ja: "Nie wiem, może tu nie dotarły jeszcze kosiarki i kosi trawę... Albo kopie sobie grób..." Wszyscy chodzili do hotelu na wifi - jak to pan podsumował, żeby zorganizować nam wycieczkę, wystarczy nas zawieźć pod wieżę z internetem. Zrobiłyśmy z Werką z siebie idiotki przy kelnerze - poszłyśmy po herbatę i mówimy, czy można prosić o herbatę, on: "HerbatKĘ?"<i ten cienki głosik i czeski akcent> W: "A to za darmo?" K: "Nene..." W końcu wytłumaczyłyśmy, że chcemy taką śniadaniową, on już na nas czekał z kuflami, ale wzięłyśmy sobie kubki i pyta się nas o coś dwa razy, ja w końcu: "Nie rozumiemy..." On: "Blak tiiiii?" J: "?" On: "BLACK TEA?" J: "Tak!" Potem się tak na nas gapił, o jacie. W nocy leżę sobie z Werką: "Wera, u ciebie też jest tak zimno jak u mnie?" W: "Nie wiem..." J: "A mogę sprawdzić?" :D No i usnęłam na jej łóżku. ;p A Werka rozbiła talerz na śniadaniu - bo leciało jej krzesło i żeby krzesło nie upadło, puściła talerz, lol. Ostatni dzień klasa poszalała - część się rozchorowała - bóle gardła, chrypy, a Karol skończył z grypą żołądkową, a pan od PP nie chciał mu pomóc, bo myślał że jest pijany - dopiero rano przyznał się do błędu. Nic nie pobije Dominiki - pukała w okno, bo chciała wejść, my jej mówimy, że ją wpuścimy drzwiami, a ona, że wejdzie oknem, bo będzie fajnie. Weszła, przeszłą się po belkach przy suficie i sobie poszła. Potem sporo gadałyśmy, rano wstajemy - Olivka z Patrycją niemyte i niespakowane, 5 rano - nie ma prądu: światła, grzejników, ciepłej wody. Robimy wszystko z zaświeconymi wyświetlaczami telefonów, pani chce nam dać latarkę, ale ona mieszkała w hotelu, a hotel był zamknięty. W pewnym momencie gasną wszystkie latarnie - horror. Paulina zaczyna krzyczeć, ja razem z nią, no i w sumie to beka. Potem wracamy, po drodze jeszcze galeria, po raz kolejny wchodzimy do sklepu o nazwie takiej jak imię Paska. W drodze umieramy z głodu, na stacji benzynowej rzucamy się na kurczaki z Werką. Poza tym Patrycja tłumaczyła Olivce, gdzie mieszka: "Zad*pia, zad*pia, pola, pola, koniec świata." Padłam. Z Werką mamy mnóstwo samoje*ek z wycieczki - robiłyśmy je wszędzie, a każdy pytał się z litością: "Zrobić wam zdjęcie?" "Nie trzeba, my tak specjalnie..." Na żadnym zdjęciu nie widać, gdzie było robione, ale ważne, że nas widać. Kiedyś przyjdzie taki dzień, że wam je pokażę, kiedyś na pewno. W końcu wykończeni wróciliśmy, mama Werki nas zabrała - mama mnie teraz troszkę rozpieszcza, chyba się stęskniła. ;D W każdym razie w piątek mieliśmy ślubowanie. Najpierw poszliśmy na plac pod pomnik zrobić zdjęcia, potem ślubowanie, akademia i przedstawienie jednej klasy, gdzie genialnie sparodiowali pana od informatyki, aczkolwiek mógł się trochę obruszyć o to. ;p Potem były otrzęsiny. Nie jadłam okropnej kanapki - powiedziałam, że jestem alergikiem. Za to byłam cała w jakimś śmierdzącym czymś, choć i tak mniej się ubrudziłam niż niektórzy. Poza tym składaliśmy przysięgę, że nie będziemy się spoufalać z uczniami dwóch pozostałych najbardziej renomowanych szkół(do jednej chodzi moja Karolcia haha^^) i że nie będziemy zgonować na imprezach jak oni, bo uczniowie naszej szkoły upijają się kulturalnie(przypominam, że było to dzień po wycieczce, na której część klasy zgonowała xd). Przed ślubowaniem byłam z Werą u naszej byłej wychowawczyni - pani K. Jak nas zobaczyła pani wicedyrektor, to zapytała się, czego szukamy - my wystraszone, bo ona zazwyczaj była dosyć czepliwa, a ona na wszystko nam tak przymilnie odpowiadała, powiedziała, że możemy nawet pójść i trzecioklasistom trochę o szkole poopowiadać, najlepiej po angielsku, bo właśnie taką mieli lekcje z panią K. W sobotę miało być spotkanie klasowe - była nas cała czwórka - ja, Karola, Pawełek i Adi, ale było genialnie, dużo powspominaliśmy, uśmiałam się, jak nigdy - połowy rzeczy nie pamiętam, ale jednak brakowało mi tego. Karola rzucała sucharami: "Jak nazywa się koza w kleju? - Glukoza!" A Paweł ma w klasie chłopaka, którego tata prowadzi zakład pogrzebowy i Paweł mówi, że nie może się powstrzymać, żeby nie rzucić mu czasem: "Co ty w takim grobowym nastroju?" Poza tym mówi, że w jego klasie nikt nie rozumie jego żartów, więc robi sobie żarty z nich. Od razu mu powiedziałam, że brakuje mu mnie w klasie - bo ja bym się śmiała na okrągło. Szczególnie system rozwalał Adi, niesie trzy szklanki z napojami naraz, Karola: "Trzeba było powiedzieć, pomoglibyśmy ci." Adi: "Jestem w humanie, muszę się przyzwyczajać."(nie żebym coś miała do klas humanistycznych, zgodnie stwierdziliśmy, że podziwiamy tych ludzi, bo wiele humanistów idzie do klas ścisłych, bo boją się rozszerzonej historii czy wos-u, naprawdę szacunek). Potem poszliśmy na spacer, Adi: "Jakbym miał sobie kupić psa, to by był obronny. Po co komu taka mała popierdółka przypominająca chomika?" ♥ Potem odprowadziliśmy Adiego i rozeszliśmy się z zamiarem spotkania się niebawem. W niedzielę była moja kochana siostrzenica - od zeszłego tygodnia już przedszkolak. :D Byłam sobie na zakupach i jestem w posiadaniu nowej bluzki - z jeleniem. xd No a dziś z racji tego, że jest dzień nauczyciela, mam wolne. Karola dostała cynk, że nasza pani K. rano będzie w szkole, no to umówiliśmy się znowu we czworo, że pójdziemy. Chłopcy nas zobaczyli z daleka, kazali nam poczekać i zawrócili po czekoladki, a wtedy Karola dostała telefon, że pani K. jednak nie ma. Chłopaki przychodzą, ja: "A wiecie co?" A: "Niech zgadnę, pani K. nie ma..." No śmiesznie, bo była 7:30, wiecznie spóźniony Adi zwlókł się z łóżka, a tu lipa. Dzwonimy do pani, nikt nie chce rozmawiać, ja leżę ze śmiechu, bo pani była akurat pod prysznicem, a chłopcy kazali się Karoli zapytać, gdzie pani mieszka - lol. W końcu umówiliśmy się, że przyjdziemy jeszcze raz po 12, Adi załamka. Ja poszłam w odwiedziny do pani od chemii, pozwoliła mi założyć fartuch i robić doświadczenie. Fajnie było zobaczyć znowu ludzi z kółka, oj tak. W końcu było po 12, Adi, że jak nie będzie pani, to on sam zje to merci. xd Wchodzimy do szkoły, Adi: "Czuję się jak przyd*pas..." J: "Chyba ci zaraz zrobię zdjęcie, jest koło 12, masz wolne i jesteś w szkole..." Paweł: "I to nie swojej!" No ale spotkaliśmy panią K., była bardzo szczęśliwa, że o niej pamiętaliśmy, powiedziała, że czuje się wyróżniona. Ksiądz śmiał się i robił miny, jak powiedziałam, że przynieśliśmy czekoladki, żeby panią trochę utuczyć i było fajnie. Notka wyszła dłuższa niż się spodziewałam, a teraz czekają was miliony zdjęć, so sorry. Oczywiście Czechy i tylko Czechy. :D Autorką zdjęć jest Werka, więc kradzione, z wyjątkiem jednego czy dwóch. ;p
Ja śpię - Wera robi mi zdjęcia, genius. ;D


Wodospad. *.*


Wchodzimy na Pradziada



Gdzieś w podobnym miejscu się wywaliłam. ;p



Dla widoków się opłacało. :)

Kopalnia złota ^^


Paluszki <3

Kaczorek ;D


Rezerwat mchów - mchy muszą być!

Olivka ;)

Zgon :D

Bucikii :D

Ja i Olivka

Co ja robię? o.O Odpał ;p

Cenzurka :)

Ja se artsyta



Jesteśmy w Czechach - największy napis? China Restaurant!


Ten zegar się ruszał. ;p
Najwięcej zdjęć mamy czarno - białych. Werka: "Zmieńmy efekt..." Olivka: "Na czarno-biały!" Wszyscy zdobywali szczyt, my robiłyśmy zdjęcia... No dobra - nie wszyscy. ;p A Olivka ma tyle pięknych zdjęć. *.* Ale nic z nimi nie zrobi, bo przecież widać jej twarz! Kołek! Chyba powoli zakochuję się w The Getaway Plan i aż nie wiem co wam dać. :D The Getaway Plan - The Reckoning "Dokąd odszedłeś? Jestem jak dziecko bez duszy, nie mam nikogo innego i nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek miała, ale jest coś w sposobie, w jaki się poruszasz. Hej! To jest wyliczanka, walka zanim nadpłyną fale. Hej! To jest wyliczanka i czas na będzie czekać na nic..." Byleby wytrzymać ten tydzień, byleby do 19. :)
 Au revoir. xoxo


PS Niektórzy ludzie mają mnie chyba za idiotkę i wydaje im się, że pewne informacje do mnie nie dotrą, a jednak. Do tego niektórzy ludzie powinni otrzymać Oscary za swą... nie umiem znaleźć słowa... fałszywość? Niech będzie... To mnie dosyć bardzo zasmuca, ale to JUŻ nie jest mój problem...
PS2 Skończyłam w końcu Trylogię czasu. *.* Uwielbiam. ;')

środa, 2 października 2013

A little party never killed nobody...

Siemanko! Kolejny post, który będę pisać na raty, ale powoli wszystko zbiorę razem i opublikuję. Miałam się za to wziąć przedwczoraj, ale czekały mnie cudowne kartkówki z PP i geografii i pytanie z biologii. Skończyło się tak, że nie nauczyłam się na kartkówki, a z biologii zgłosiłam np - witamy w liceum. O uczniach mojej szkoły mówi się, że posiadają trzy "cechy": głodni, nienauczeni i niewyspani i wszystko się zgadza. Ostatnio mój apetyt wzrósł, więc zabijamy go z Werką jabłkami na przerwach, od uczenia są autobusy, a wyspana jestem nigdy... ;) Na razie - kartkówki, kartkówki, sprawdziany, sprawdziany, ale byleby przeżyć ten tydzień do końca i potem Czechy *.* Wrzesień upłynął nam szybko, w powietrzu czuję jesień, mamcia mi kupiła rękawiczki, żebym nie marzła, bo zmarzluchem zrobiłam się strasznym i tak mi jakoś upływa życie. Po mału się oswajam, z każdym dniem coraz bardziej. Przyzwyczajam się do pośpiechu, który ostatnio nieustannie mi towarzyszy, do niewyrabiania z notowaniem na biologii, do wstawania w poniedziałki o 5:30. Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale tęsknię za wf-ami w gimnazjum, teraz to dopiero mam powody do narzekania. Bieganie, rozciąganie i róbta co chceta, a potem się martwcie na sprawdzianach. A co się takiego działo poza tym? Ano dużo tego, aż nie wiadomo od czego zacząć - wciąż nie znam wszystkich moich zajęć dodatkowych, ale liczę, że do końca października wszystko będę miała z głowy. Mam już pełną skalę ocen od 2-5. Według pielęgniarki w cudowny sposób nagle urosłam 3 cm, ale nie narzekam - ze skromnych 164 zrobiło mi się dumne 167(chociaż myślę, że to błąd pomiaru, ale ciii...). Były ME w siatkówce, była rozpacz i komentowanie każdego meczu z Karolą, Pawełkiem i Karoliną. Zaplanowaliśmy spotkanie "3B", czyli przyjdzie kilka osób, ale grunt, że fajnych, jak to Adi powiedział: "raz się żyje...". Poza tym nastraszył mnie ostatnio, jak szłam do kościoła - wredota. ;p Wrzesień to też miesiąc, gdy 16 lat temu na świat przyszły dwie całkiem mi bliskie osóbki - Karolka i Paolka, więc było też urodzinowo. Obecnie czytam wszystkie notki na blogu, bo obiecałam, że zbiorę wszystkie teksty 3B w jeden plik i im wyślę. ;D Poza tym na początku roku, jak usłyszałam "3B" to automatycznie się obejrzałam i przypomniałam sobie, że to już nie o mnie. ;') Aczkolwiek moja mama ostatnio była w moim gimnazjum coś tam podpisać i jak dzwoniła do niej pani z sekretariatu, to powiedziała, że już nie chodzę do szkoły, ale byłam taką uczennicą, z którą trudno jest się rozstać, ojej. Widziałam się jakoś z Paolką i pewnego dnia będziemy sławne, bo zamiast "Boso przez świat", będziemy miały program "Smartem przez Polskę", na którym zbijemy fortunę. ♥ Poza tym miałam też odchyły z Werką, bo ona miała takie duuuże jabłko i za każdym razem jak próbowała się w nie wgryźć, to zaczynałam się śmiać. Albo wczoraj na wf-ie mieliśmy ćwiczenia z kosza. Biegliśmy na przeciwko siebie - jedna osoba z piłką: kozłowała i robiła naskok lub dwutakt, a druga zbierała piłkę spod kosza. No i przed Werką stała taka Dominika, dziewczyna naprzeciwko Dominiki już dawno pobiegła z piłką, a ta dalej stoi, Werka nieśmiało zapukała w jej ramię i takim głosikiem: "Ej, ty już chyba powinnaś tam być<wskazała na kosza>..." Wciąż chce mi się śmiać, jak sobie to przypomnę. Poza tym moi nauczyciele najeżdżają na kobiety. Na polskim mówiliśmy coś o ślubie, a pan do chłopaków: "To panowie jest ten ostatni moment, kiedy jeszcze mamy złudzenia..." albo panu od matmy zadzwonił telefon: "Przepraszam was. Żona - takie dziwne stworzenie." Nawiązując do pana od matmy: mam w klasie dziewczynę o nazwisku Guz, a pan na lekcji: "Gruz do tablicy!" Wszyscy: "Guz" P: "No mówię Gruz!" Masakra. Albo kiedyś na historii pan znalazł jakieś dokumenty: "Tomek - zanieś to do biblioteki i powiedz, że znalazłem to w sali." Kuba: "Powiedz, że ty znalazłeś." P: "Nie, powiedz, że ja znalazłem." K: "Powiedz, że ty znalazłeś." P: "Powiedz, że ja." <Tomek zamknął drzwi, wrócił się>: "A jak się pan nazywa?" P: "Nie wiesz, jak ja się nazywam? Nie wiesz, jak JA się nazywam?" T: "A, dobra - Tomek. Oj, pan Tomek!" <znowu wyszedł i wrócił>: "A gdzie jest biblioteka?" ^^ Poza tym z tym samym panem mamy WOS - zrobił nam kartkówkę, z Werką otworzyłyśmy zeszyty(dosłownie) i elegancko wszystko zerżnęłyśmy - renoma, ma się rozumieć. A potem moja klasa rozważała obywatelstwo - czyli, a co gdy dziecko urodzi się... xd Jeden z chłopaków: "A co jak w ambasadzie amerykańskiej w Polsce urodzi Filipinka?<czy coś takiego>?" P: "Ale ty nie urodzisz, nie grozi ci to." Pani od edb też jest fajna, opowiadała nam, że jej synek chce być ninja, więc ma go zamiar zapisać na karate, bo ćwiczy na siostrze, ale z mężem obstawiają góra 2 lekcje, bo już chciał być Spidermanem, póki nie zauważył, że nie może wspinać się po ścianach. Poza tym ostatnio poleciało kilka jedynek z edb za brak uzupełnionych ćwiczeń, a pani na zastępstwie: "Matko... Co wyście tej S. zrobili, że wam tyle dzid nastawiała? Przecież to dusza nie kobieta..." Brzmiało, jakbyśmy co najmniej maltretowali panią S. xd Albo na fizyce pani mówi: "Światło Ziemi...", a Zuzia do mnie: "Ej, ale skąd to światło? Z latarni?" Tak poza tym to muszę wam opowiedzieć o weekendzie. W sobotę byłam z Werką na pielgrzymce, zmarzłyśmy, ksiądz rzucał śmiesznymi tekstami, ale nie pamiętam. xd Było dużo śpiewania, w końcu mokre i padnięte przybyłyśmy do domów, ze trzy razy zmieniałyśmy zdanie, ale w końcu na wieczór umówiłyśmy się z Karolą, na dni mojej cudnej miejscowości. Zimno strasznie, ale poszłyśmy. Pani ochroniarz chciała Karoli sprawdzić torbę, a ja myślałam, że Karolę tłum zatrzymał i ją ciągnę w swoją stronę, a pani ochroniarz zawzięcie nie puszcza. ;p Widziałyśmy mnóstwo znajomych osób, potem była Farna, posłuchałyśmy trzech piosenek, reszty nie znałyśmy, więc poszłyśmy na karuzelę, bo Karola nas męczyła. Werka na początku mówiła, że jej będzie niedobrze, potem, że ona ma lęk wysokości, a na końcu, że od zawsze boi się karuzel. W końcu gdy się zdecydowałyśmy na jedną, Karola poszła sprawdzić cenę, a my jako ekonomistki po analizie uznałyśmy, że nam się to nie opłaca. Poszłyśmy po coś do jedzenia, znowu odezwały się w nas dusze ekonomistek i stwierdziłyśmy, że sobie idziemy. Było nam zimno, dziewczyny były głodne, więc miałyśmy sobie podjechać autobusem pod mój dom, Jeanette sprawdza rozkład: "O! 20:25 wyjechał..." Werka: "To o której będzie tutaj?"<mija nas autobus> J: "O! To właśnie ten co pojechał!" Karola miała rozkład innej linii. J: "Pośpieszmy się, 21:07 mamy autobus. A nie, to nie w tą stronę, od nas ostatni był 19:19." Idziemy dalej, po drodze jest sklep - dziewczyny postanawiają wejść. Werka: "Karola, ty naprawdę liczysz, że w sobotę o 21 w sklepie będą bułki?" Wchodzimy, półki puste, Karola: "Czym chata bogata..." Potem: "To ja wezmę te rupki." Dziewczyny musiały się spieszyć, bo sklep był czynny do 21, Karola wyjmuje kasę i do pani: "Już, już... Wie pani, jak ciężko się wyjmuje pieniądze zamarzniętymi rękami?" Werka wzięła twistosty, w połowie drogi Karola: "Ja przez cały czas myślałam, że jem rupki, a to są CHrupki..." J: "Nie ma co, poszłyśmy na "melanż", a wracamy przed 22..." xd Idąc w moją stronę, mijałyśmy dwa sklepy czynne do 22, Werka: "O sklep..." "O 2 sklep... kur..." Potem miałyśmy głupawkę, Werka i Karola dzwonią do mam, żeby po nie przyjechały. Karola: "Moja mama właśnie wraca z Łuszczowa." W: "Moja mama też z Łóżkowa(mama Werki spała xd)..." K: "Naprawdę? Też z Łuszczowa?" W: "Noo, też z Łóżkowa..." J: "Ona mówi Łuszczów, nie Łóżków." Albo W: "Dobra, muszę się ogarnąć, bo jak ja będę z mamą rozmawiać." J: "Przecież nic nie piłaś..." W: "No właśnie, żeby nie było, że nic NIE piłam." lol, wymiękam przy nich. W niedzielę też się umówiłyśmy. Przychodzimy z Werką: "Nie mów, że to kolejka..." Były dwie - my stałyśmy po bilety 3 minuty, w drugiej ci co przyszli przed nami, się nawet nie ruszyli. Był Bednarek i Staff. ♥ Ile pozytywnej energii, ojacieeee, się wyszalałyśmy - stałyśmy pod sceną, Karola nas znalazła, Werka darła się na dzieci, nikt w okół nie machał, a Werka się wyróżniała. xd no i "Energetyczny przód pozdrawia leniwy tył..." Ech, sorry, po prostu bardzo mi się podobało. Potem Werka dopchała się po autografy, najgorsze jest to, że poszłyśmy na drugą stronę, a on poszedł tam, gdzie stałyśmy... Ludzie rzucali się jak zwierzęta, Wera miała zgnieciony bok, ja krzyczałam: "Moglibyście zostawić mi chociaż trochę włosów, bo nie chcę być łysa?" Albo na scenę weszła Kayah, a wszyscy: "Kamil, Kamil!" Pozytywnie. ;) Poza tym w poniedziałek święto mieli panowie - u nas chłopcy i nauczyciele dostali wypasione babeczki. Rano spotkałam Maćka: "Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Chłopaka!" M: "To dzisiaj?" J: "No..." M: "Ale naprawdę?" J: "Taaak, co, dobrze wiedzieć, że ma się święto?" xd Poza tym Olivka geniusz - spotkałam ją w łazience któregoś dnia, a ona: "Wzięłyśmy z Patrycją prysznic..." Geniusz w szatni od wf oparła się o prysznic i zmoczyła sobie włosy, a Patrycji spodnie i musiała się torebką zasłaniać, hahah. A dzisiaj byłam w klasie "sama", bo Marika i Wera są chore. Karol w poniedziałek zjadł obiad Dominiki i wczoraj cały dzień to odchorował, dzisiaj przyszedł: "Dominika, dzięki za obiad." ♥ Albo na WOK-u pani: "Czym na nas działa malarstwo i rzeźba?" Tomek: "Pędzlem i dłutem." I przez pana P. nie zdążyłam na autobus - kazał sobie wysyłać moodle, nuddle i inne kluski xd Mowa o informatyce. ;p Albo Ilona: "Rozumiesz to?" J: "Nie" I: "Kur**, skąd mu się to bierze?" czyli dzieci zamieniają kody, trolololo. A dzisiaj mieliśmy łączony niemiecki, pani rozmawia z grupą zaawansowaną, co będą mieli na sprawdzianie: "No np. takie pytanie: Co robimy, gdy jesteśmy chorzy? <cisza> Nic nie robimy, bo tego nie mieliśmy, pomyliłam pytania!" ;D Dobra, macie zdjęcie kradzione od Werki z fb(kocham to, na którym się uśmiecha <3)[zakaz robienia zdjęć, ochrona grozi Werce, ale i tak ją to nie powstrzymuje xd]:

A teraz tak na szybko, dostałam nominację Liebster Award od beata97z.bloog.pl Dziękuję. ;) Nie będę nikogo nominować, bo nie mam pomysłu na pytania, także ten, tylko odpowiem, to się może czegoś dowiecie. ;D


1. Co rozumiesz przez słowa: "Be the best version of YOU"?
 Dla mnie to bądź sobą – najlepsza wersja ciebie to po prosty Ty.

2. Czy gdybyś miała kłopot, to istnieje osoba, do której mogłabyś walić drzwiami i oknami?
Tak, na szczęście tak i to nawet kilka takich ktosiów jest. Wiem, że mogę do nich zadzwonić o 3 nad ranem i powiedzieć: „Siedzę w więzieniu w Meksyku.”, a oni odpowiedzą: „Zaraz tam będziemy.” No chyba, że będą siedzieć razem ze mną – to też możliwe, hihi.

3. Czemu ludzie komplikują sobie życie?
Ludzie to takie istoty, które lubią narzekać, gdy nie ma problemów, to często sobie je stwarzają, by mieć nad czym się użalać.

4. Utrzymujesz kontakt z jakimś blogowiczem/blogowiczką?
W pewnym sensie.

5. Jaki jest Twój cel w życiu?
Mam wiele celów, ale taki podstawowy to być szczęśliwą, po prostu – tylko tyle i aż tyle.

6. Co jest najważniejsze przy prowadzeniu bloga?
Systematyczność pewnie, haha, coś czego mi brakuje. xd Nie no, ale tak na serio to myślę, że grunt to być sobą, żeby być szczerym na blogu, nie udawać kogoś, kim się nie jest – o ile chodzi o blog-pamiętnik. 

7. Czujesz się spełniona w życiu?
Trudne pytanie, chyba jeszcze nie mogę na nie odpowiedzieć - jestem na etapie, gdy wyznaczam sobie cele, gdy spełnię choć część z nich, będę mogła powiedzieć, że tak. Na razie jestem co najwyżej zadowolona z tego, co już udało mi się osiągnąć. Nie brzmi to zbyt skromnie, niestety... ;p

8. Słowa, których nie chciałabyś nigdy w życiu usłyszeć?
Bywam zbyt wrażliwa, toteż dużo jest takich słów...

9. Jesteś bliska spełnienia marzeń?
Jestem typem marzycielki - do niektórych marzeń jest już całkiem blisko, inne wciąż pozostają tylko w sferze marzeń.

10. Najpierw myślisz, potem mówisz, czy na odwrót?
Niestety często najpierw mówię, potem myślę, jak to odkręcić albo nie mówię nic i tłumię wszystko w sobie.

11. Gdyby była możliwość zorganizowania spotkania blogowiczów np. we Wrocławiu to jesteś za?
Jak najbardziej za! To byłoby genialne, tylko Wrocław niezwykle daleko ode mnie, ale co tam… ;) To musiałoby być cudowne doświadczenie.

Zbyt dużo dobrych piosenek ostatnio przewija się przez moje słuchawki... Pozostańmy w klimacie z notki: Kamil Bednarek - Jestem (sobą) ft. Staff "To właśnie ja, idę przez ten świat odważnie, pier**lę ludzi, którzy mają brudną wyobraźnię. To ja. Walczę z nienawiścią i ściemą, zawieszona między niebem a ziemią. Tak to Ty, zagubiony w sobie już od dawna, sam nie wiesz, która strona twego życia jest poprawna. Dobry czy zły, otoczony beznadzieją, bycie sobą, jest twą ostatnią nadzieją. Ostatnią nadzieją." Wrzesień zweryfikował mi już niektórych "przyjaciół". Pozdrawiam.

Idziemy spać. Au revoir. xoxo