niedziela, 31 maja 2015

We fall through fate but we rise and rise again.

"A my upadamy przez los, ale wznosimy, i wznosimy się ponownie..."
Maj, maj, maj - ach co to był za miesiąc! ;) Na początku były matury, a matury oznaczały, że zostało równo rok do moich własnych, co może mnie troszkę przeraża, ale tylko ociupinkę. Skoro było wolne, trzeba było wykorzystać ten czas - padło na puzzle w wolontariacie, taka nowa akcja. 2000 puzzli z czego tysiąc to niebo bez chmur - polecam. I ten entuzjazm Magdy, gdy się pytała, co kto układa: "Drzewa", "Chodnik", "Budynek". Magda: "To ja się wezmę za niebo!" Naiwna. :D Albo: "Jakie macie tempo? 1 puzzel na minutę? To 2000 minut... a 2000 minut to zaje*iście dużo godzin..." Lub: "Co wy takie smęty puszczacie?" Ja: "Dopasowane do tempa układania." Mieliśmy wszystko co związane z tą akcją przygotować w tydzień, zajęło miesiąc. ♥ Kocham terminy ostateczne i "Kurna! 3 takie same puzzle i białe!". Kilka dni spędziłam też z Anetką u mojej siostry, pilnując siostrzenicy. I zgadnijcie co chciała robić? Układać puzzle! Więc układałyśmy, niańczyłyśmy lalki, oglądałyśmy bajki i tak nam słodko upływał czas. Moja siostrzenica: "Pobawmy się w dom!" Anetka<tak a propos naszego pilnowania>: "Cały czas się bawimy." I Maja tłumacząca mi: "Ja będę mamą, a ty będziesz ciocią, no bo ty jesteś ciocią!" Takie oczywiste, prawda? ;) A potem był moment przełomowy maja - urodziny Jeanette. Imprezy co prawda jeszcze nie było, ale to oficjalne - skończyłam 18 lat: mogę legalnie spożywać alkohol, kupować papierosy i oglądać filmy z czerwonym kwadratem, choć raczej nic z tego nie robię. ;p Ale liczy się fakt, że oficjalnie mogę, prawda? Jak się czuję? Otóż nie zmieniło się absolutnie nic, dalej jestem wiecznym dzieciakiem, przybyła cyferka, a czuję się jeszcze bardziej jak mały bachor. To chyba dobrze. I choć ponad miesiąc jestem pełnoletnia, to wniosku o dowód wciąż nie złożyłam. Chyba nie czuję potrzeby go posiadania. Ach, właściwie to zmieniła się jedna rzecz! Po raz pierwszy mogłam pójść zagłosować na wyborach, tak - to była moja drobna oznaka dorosłości. Poza tym Maryś z Werką przygotowały dla mnie filmik urodzinowy. Był naprawdę cudowny, powinny dostać Oscara. A najlepsze było to, że prosiły obcych ludzi, żeby się w to włączyli(nie wiem, jak ich przekonały, mówiły, że patrzyli się na nie jak na wariatki - cały filmik polegał na tym, że było 18 kartek z życzeniami, no i wiecie np.: "Więcej czasu" - więc złapały faceta przy sklepie z zegarkami itd.). Potem mówię im: "Nie wiem skąd wzięłyście tych ludzi. Przecież ja nie mam znajomych ;p" A one: "No jak to? Nie poznajesz?" Aż się przestraszyłam, bo myślałam, że naprawdę nie poznałam jakichś naszych znajomych, a okazało się, że to taki psikus. :D W tym roku znów byłam jako wolontariuszka na maratonie. Chyba zrobię dyplom w podawaniu wody. Ale w tym roku maraton zamykała pani z psem, co mimo zmęczenia suni i jej właścicielki wyglądało cudownie. Poza tym były Juwenalia i mnóstwo koncertów, więc mimo brzydkiej pogody, stania w błocie i tłoku, było przewspaniale. Był mój ukochany LemON - to była taka moja majowa chwila medytacji, no i był też Enej, który był majowym momentem szaleństwa. I do tego jakieś inne poboczne momenty, gdyby jednak tego było mało, to powiem, że Maryś wariatka skoczyła na bungee. Ludzie wjeżdżali, zjeżdżali, zastanawiali się pół godziny, a ona po prostu weszła, skoczyła i spełniła swoje marzenie. A przecież dopiero co jej tego życzyłyśmy na urodziny! Szczerze mówiąc, my na dole bardziej stresowałyśmy się niż ona na górze, ona w tym czasie podziwiała panoramę miasta, rozumiecie? My tam się trzęsiemy ze strachu o nią, a ona ogląda widoczki. Zero sprawiedliwości. ;) Po jednym z koncertów Maryś chciała do toalety, więc poszłyśmy do takiej miejskiej, eleganckiej, gdzie drzwi były jak w windzie zamykane i miałaś określoną ilość minut i jak chciałaś wyjść przed czasem, to musiałaś nacisnąć guzik obok drzwi. Co zrobiła Maryś? Zamiast guzika włączyła alarm, więc trzeba było poćwiczyć bieganie. Z okazji urodzin miałam drobną uroczystość dla rodziny, w sumie było super, ale znów skończyłam jako niania dla Mai. :D Poza tym minął mi rok w wolontariacie. <3 Kiedy to zleciało? Chyba tak szybko jak te moje 18. Było też trochę akcji w wolontariacie i Maria tłumacząca nam, czym są opady konwekcyjne, bo to wiecie takie coś, że niby pada, ale nie pada. Jak się okazało jednak rozumowanie Marii też było błędne. ;p Byłam też w Dąbrówce - to taka wieś pełna atrakcji: mini zoo, jarmark i mnóstwo pięknych rzeczy. A my z Aneczką miałyśmy się okazję przejechać wojskowym samochodem i nawet nie wiecie, jaki miałyśmy przy tym ubaw. Tylko, że miałam buty na koturnie i obcisłe spodnie, a do tego samochodu nie ma drzwi, tylko wiecie - noga przez zamknięcie i do środka, więc w razie czego ubezpieczał mnie jakiś gentleman i jeszcze potem pomógł mi zapiąć pasy. Jeanette aka sierotka Marysia i nie wiem, czy wyglądam tak staro, ale pytał się, co studiuję. o.O Ach! I nie mogę zapomnieć, że w końcu znalazłam czas, by wybrać się do kina. "Avengers" trochę z przymusu, całkiem okay, gdybym nie była po nieprzespanej nocy i ledwo się trzymała na nogach(maj był ogólnie miesiącem długiego spania, olewania wszystkiego po kolei, uczenia się w autobusie i po prostu bycia leniwą). Za to z Maryś poszłyśmy na "Wiek Adaline" i powiem krótko: przecudny. Poszłam z jakąś taką ostrożnością, a wyszłam oczarowana, polecam! Stroje, klimat - wszystko idealnie współgrało, pomimo iż akcji nie było aż tak dużo i momentami(choć w większości raczej byłam zaskakiwana) było przewidywalnie, to czas spędzony na tym filmie minął mi błyskawicznie. Więc jak się ktoś skusi albo skusił jeszcze za nim napisałam, niech da znać i zda swoje relacje. ;) Muszę Wam opowiedzieć jeszcze jedną historię! Też prawie jak z filmu, ale stety niestety zdarzyła się naprawdę. Mianowicie w pewien deszczowy czwartek szłam na dworzec po południu, jeszcze w szkole zauważyłam, że jeden z butów mi pękł, no i oczywiście jedna noga przemokła mi do suchej nitki. Gdy więc wróciłam do domu, pomyślałam: "Pamiętaj, aby następnego dnia założyć drugie buty."<okres był bardzo deszczowy> W piątek rano jak zawsze niemiłosiernie spieszyłam się na autobus, ale pamiętałam, że mam założyć inne buty. Naszykowałam więc sobie zamiast moich ukochanych, brązowych, pękniętych trampek czarne adidasy. Założyłam buty, kurtkę i wybiegłam na przystanek. Oczywiście lało, jak zwykle. Poczekałam ze dwie minuty, przyjechał autobus, otworzył drzwi, wsiadłam i poczułam, że jakoś mokro mi w jedną nogę, myślę sobie: proszę nie, proszę nie, spuszczam wzrok, patrzę, a mam 2 RÓŻNE BUTY! No przecież jakaś komedia, więc tył zawrót i do domu. Wchodzę, tata się pyta, co się stało. Spuszczam głowę: "Zobacz, jak ubrała się Twoja córeczka!" Tata w śmiech: "No ale czasem chodzą teraz w różnych kolorach." Ja: "Tato! Kolorach, a nie krojach! Czy nie mogłam pomylić skarpetek? Wtedy bym się nie wracała..." No i taka to sytuacja, można? Można! Potem myślałam sobie, jakie to szczęście, że założyłam tego pękniętego buta, przecież jakbym dojechała do szkoły, to bym tam padła ze wstydu. xd Powinnam chyba jeszcze wspomnieć o wycieczce klasowej do Sandomierza, skoro już jesteśmy przy butach. Spóźniona jak zwykle na autobus, kolejny stał w korkach, potem weszłam w jakieś 3 kałuże i miałam przemoczone buty i skarpetki, zanim weszłam do autokaru(jeszcze będąc pod szkołą, urwała się taka wielka gałąź jakieś 2 metry ode mnie i nie mogłam się dodzwonić do sorki, żeby się dowiedzieć, gdzie jest autokar - więc weszłam do niego cała roztrzęsiona, ale nie ostatnia). A potem spędziłam tak cały dzień, mokra, w deszczu, z tymi przemoczonymi nogami. Poza tym z wycieczki nie pamiętam nic, oprócz tego, że chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Werka mi co prawda dała swoje skarpetki, ale na postoju musiałam pójść do łazienki, a zgadnijcie jak szybko suche skarpetki stają się mokre w przemoczonych butach? Uwielbiam deszcz. Ale teraz jest już ciepło i gdy jest piękna pogoda, a ja z Agą idę na dworzec przez Stare Miasto, mam swojego ulubionego grającego i śpiewającego pana, który mi dopełnia całość, a jak w bonusie dorzuci swój uśmiech, to Jeanette się rozpływa i wcale nie ma już ochoty wracać do domu. I czas się zatrzymuje, i nigdzie się nie spieszę, i nie martwię się niczym. Takie chwile lubię najbardziej. Powinnam jeszcze opisać, jak zakończyłam maj, bo zakończyłam go w sposób szczególny - finałem "Kilometrów Dobra". Pierwszy raz słoneczko przygrzewało(to dlatego, że ostrzeżona doświadczeniami z całego maja miałam parasolkę, skarpetki i buty na zmianę) i aż miło kleiło się metry ze złotówek. Ludzie przychodzili, byli ciekawi, jadłyśmy frytki z Maca - czasem można trochę zaszaleć i śmialiśmy się - dużo i głośno. I chociaż rekord dalej nie pobity, to było cudownie i warto było poświęcić swój czas. :) Dobra, starczy tego dobrego, teraz kilka dialogów na pożegnanie.
Aga stoi przy tablicy na powtórzeniu z matematyki, nie zna jakiegoś wzoru.
Sor: Żeby drugoklasista takiego wzoru nie znał!
Aga: Ale że ja?

Ksiądz: Jaki sens ma praca?
Grzesiek: Ksiądz krzewi wiarę.
Ks: Jak?
G: No prowadzi katechezę.
Ks: Ty i tak mnie nie słuchasz!

Sorka na chemii: Tlen występuje w tlenkach, czyli ogólnie może występować...
Dominika: Wszędzie!

Wf, wpadła nam piłka wysoko.
Ewa: Ja wejdę! ... Zapomniałam, że mam lęk wysokości!

Tomek poszedł sorce od chemii po kawę, sorka zaczyna mieszać.
Tomek o pani ze sklepiku: Mieszała przy mnie! Kazałem jej!

Na matmie, skończyliśmy zadanie, Zuzia się zgłasza.
Sor: Mam ci całe zadanie od początku tłumaczyć?
Zuzia: Tak nie do końca... Ja sora zatrzymam!

 W deszczowe majowe dni gorąca herbata była niezastąpiona.
Tak się bawimy z Mają. Puzzle, konie i róż to dla niej idealne połączenie.

Tak wyglądają nasze kilometry dobra - wszystko ze złotówek! Warto? Warto! Zapraszamy za rok. :)

Ponieważ musi być coś wesołego, ponieważ jak zwykle mam dylemat, ponieważ ta piosenka jest bardzo majowa, ponieważ już dawno powinna się tu znaleźć, ponieważ zgrywa się w całość z notką, to łapcie:  LemON - Jutro"Żadnego końca świata dziś nie będzie, bo w Tokio jest już jutro. Wciąż waham się wciąż chcę cię mieć, chcę... Chcę pewność absolutną! Gdy zechcesz iść, to nie patrz w dal, zrób jeden krok do przodu. Bo ten nasz świat jest pełen wad i jest pełen gniewu. Nie będę myśleć dziś i na jutro to zostawię..."

 Au revoir. xoxo


PS You Can Dance mi się skończył, nie ma co robić w poniedziałki. Gratulacje dla Sobka, choć po moim Michasiu rozpaczałam strasznie, no ale cóż - takie życie. ;c