wtorek, 30 grudnia 2014

Chasing, always chasing dreams.

Cześć Śnieżynki! :) Pora na szybki, grudniowy(nie będzie szybki, nie oszukujmy się ;p) pościk. Święta, święta i po - Wigilia znowu u nas, trzeba się było narobić jak za przeproszeniem głupie osły. Ale choinka stoi, żarcia ubywa, moje ciasto okazało się zjadliwe(chociaż nie ufam przepisom z internetu - masa była robiona 2 razy, bo za pierwszym razem wyszła słodka, pełna grudek breja, mniam), no i nastrajam się noworocznie. W tym wszystkim najlepszy był mój tata, który nic nam nie pomagał, po czym dostał olśnienia w Wigilię. Mama naszykowała dywan i śmieci, żeby rano wyrzucić jedno i drugie, wstaje: śmieci nie ma, a dywan stoi, myśli sobie: jak zwykle, jedno można wziąć, a drugiego to już nie. Nagle wraca tata i mówi: "Mało trzepaczki nie połamałem, tyle włosów na tym dywanie." M: "Co ty robiłeś?" T: "No jak to co? Naszykowałaś, to wytrzepałem ten dywan." M: "Ale on był do wyrzucenia!" T: "Teraz wytrzepany, to już nie jest do wyrzucenia!" Albo moja siostrzenica chciała cukierki pakować do woreczka na wynos, tata mówi: "Nie ma na wynos, można jeść tylko u nas." No to mała obrażona, idzie do mojej mamy i mówi: "Dziadek będzie sam jadł i jadł te cukierki, aż mu brzuch pęknie!" ♥ Tyle Świąt - było rodzinnie, śmiesznie, kolędy itd., teraz trzeba jakoś zrzucić te kilogramy, poza tym pierwsze święta w nowym domu mojej siostry - szykuje się parapetówka. I jeszcze 18nastki - imprez, a imprez. ;) Cały grudzień obfitował w wyjścia - do kina na rosyjski film, który okazał się dla nas za trudny, no bo nagle w środku wyskakuje wam np. reklama grzybków halucynków. ;) No i byliśmy w prosektorium - utwierdziłam się w przekonaniu, co chcę robić po liceum, ale jeszcze długa droga przede mną. Chociaż jak posłuchałam studentów, to zastanawiam się, czy oni oby na pewno są ludźmi? W ciągu roku wkuli tyle stron, ile ja nawet nie przejrzałam przez całe życie. W wolontariacie robiliśmy mikołajki - dzieci miały tyle radości, kiedy dostawały to, co napisały w listach. ♥ A my, patrząc na nie, cieszyliśmy się jeszcze bardziej. Do tego Natalka namalowała mi reniferka na twarzy. *.* I z klasą byliśmy jeszcze na wycieczce w stolicy. :D Nasza nauczycielka od hisu jest "cudowna". Najpierw prawie się wpakowała do kościoła podczas pogrzebu, a potem zabrała nas do muzeum, gdzie pokazywała nam: sale konferencyjne! Ale potem było Muzeum Powstania(w którym się zakochałam, wstyd, że wcześniej nie byłam). No i teatr: Wojewódzki taki cudowny, no i Olbrychski - śmiałam się, że mimo wieku wciąż bym na niego poleciała, a sorka: "Ja myślałam, że on będzie powłóczył nogami już, a on normalnie chodził!" - tak krzepiąco. ;p Także: gwiazdowo. A potem były wigilie: najpierw w wolontariacie. Mandarynki - moja miłość. *.* Tyle kochanych życzeń dostałam, tyle przytulania, po prostu radość do końca tygodnia, łez też nie zabrakło, i śpiewania. W klasie było bez polotu, szczerze mówiąc - życzenia odklepane, opłatek połamany i jedynie moja wychowawczyni - podeszła do prawie 36 osób, każdemu złożyła życzenia dała buziaka, jak jej można nie kochać? Za to na dodatkowym angielskim p. Magda zrobiła dla mnie ciasteczka bez cukru. <3 A na zwykłym angielskim, przychodzą dziewczyny - ogłaszają, że zbierają rzeczy dla schroniska. Sorka: "Wy to biol-chem, weterynaria, to mam nadzieję, że coś zbierzecie." Ktoś: "A sorka pomaga bezdomnym w Anglii?" Zgaszenie miesiąca po prostu. W końcu znalazłam chwilę czasu dla Aneci i Karoli, jeszcze Paula. :D Karola mnie czasem przeraża. o.O Myślimy to samo, mówimy to samo, robimy to samo - nawet plany mamy wspólne. ;) Dobrze jest sobie tak czasem się wygadać, wiecie? Chyba potrzebowałam przynajmniej częściowego uzewnętrznienia, bo do końca nigdy się nie da, ale minimalnie mi lżej. Jakieś kompleksy mi ostatnio wyłażą, nie lubię tego. Wolę wersję: wieczna optymistka, ale czasami się nie da. Czasem trzeba z siebie wypuścić powietrze jak z balonika. W końcu obejrzałam "Zostań jeśli kochasz" - wspaniały, ale i tak nie zobaczyłam jeszcze tego, co planowałam, i nie przeczytałam... A już znowu czeka na mnie nauka. ;c POSZALELI! Bo semestr się kończy, ot co. A jutro sylwek i imprezujemy, łuhu! Będzie, będzie zabawa... Wypadałoby jakoś chociaż dwoma zdaniami podsumować ten rok. W gruncie rzeczy był chyba dobry: dołączyłam do wolontariatu, zżyłam się z niektórymi osobami, pożegnałam trochę elementów przeszłości, by przywitać koszmary teraźniejszości. ;) W końcu byłam w moich wymarzonych Włoszech, chyba też trochę lepiej poznałam siebie - a to ważne. To też rok, kiedy spełniłam kilka marzeń - widziałam szczypiornistów, Podsiadło, Bednarka(po raz drugi ;p), nie zabrakło sukcesów sportowych Polski, które zawsze mnie ogromnie cieszą, nie zabrakło też przygód i "imprezek". Gdybym miała podsumować ten rok jednym zdaniem? To był rok dobrych ludzi, naprawdę - poznałam tyle fascynujących osóbek, że to najlepiej odda wszystko, a wiadomo, że z dobrymi osobami życie upływa przyjemniej. A teraz pora na życzenia(chyba świąteczno-noworoczne, bo nic wam nie życzyłam wcześniej, niestety): dużo zdrowia, miłości, szczęścia, wytrwałości, żeby ten rok przyniósł Wam nowe nadzieje i dał Wam wiele radości oraz uśmiechu. Wiadomo: spełnienia marzeń(ktoś mi pożyczył na wolontariacie i bardzo mi się to podoba: oprócz jednego, abyście zawsze mieli o czym marzyć), docenienia ludzi wokół siebie, prawdziwych przyjaciół, sukcesów, osiągnięcia celów na ten rok, zmian, bo zmiany są dobre i nie trzeba się ich bać i także odwagi do zrobienia kroku naprzód, przeproście tych, których powinniście, podziękujcie za to, co otrzymaliście. Niech nadchodzący rok wiele was nauczy i zapisze w Waszej pamięci wiele cudownych chwil, ale przede wszystkim: cieszcie się, zapomnijcie o problemach i o tym co było złe, bądźcie mili i dobrzy dla innych, ale nie zapomnijcie o samych sobie, dobrze? Bo jeśli pokochacie siebie, będziecie w stanie pokochać cały świat, oczywiście wszystko ma swoje granice, ale wierzę, że akurat Wy nie macie z tym problemu. Więc przez ten rok dajcie z siebie jak najwięcej innym, ale zróbcie też coś koniecznie dla siebie. Podsumowując: życzę Wam, aby ten rok okazał się po prostu wspaniałym czasem: dla Waszej rodziny, bliskich, ale przede wszystkim dla Was. Szczęśliwego Nowego Roku! ;*
Światełka na choince wciąż mnie zachwycają - z tego się nie wyrasta.

Nowy Rok to zmiany, więc bardzo adekwatnie: The Neighbourhood - Honest "Mam nadzieję, że znajdziesz sposób, aby być kiedyś sobą, w słabości lub w sile. Zmiana może być cudowna, więc modlę się o najlepsze, modlę się o najlepsze dla Ciebie."

Au revoir. xoxo

PS Mam nowy telefon - w końcu wracam do ludzi.
PS2 Kamil wrócił do skoków - radość nie ma granic! Od razu 4. miejsce - mistrz!
PS3 Chciałam zrobić postanowienie noworoczne, ale wiem, że nigdy mi nie wychodzą, więc jeśli uda mi się zrobić coś konstruktywnego, to po prostu będzie dobrze. ;) Jedyne co, to dzisiaj przeglądałam kalendarz z cytatami i stwierdziłam, że zdanie jakie otworzę, będzie mottem na ten rok i oto:
Mów jak najczęściej "dziękuję".
tego się trzymajmy.

niedziela, 30 listopada 2014

You bleed just to know you're alive...

Już dawno nie czuję, że żyję - musicie mi wybaczyć nieobecność tutaj, a przede wszystkim nieudzielanie się u was, ale uwierzcie - nie mam czasu na nic. Gdy mówili, że będzie ciężko, nie wierzyłam, a teraz czuję. Aż tęsknię za takimi zapychaczami czasu jak geografia, pp czy edb. Moje życie obecnie wygląda nieco żałośnie - przyzwyczaiłam się do trybu cztery godziny snu i odsypianie w autobusach czy wszelkich innych miejscach, nawet nie mam czasu, żeby pójść do kina na wyczekiwanego "Kosogłosa" czy 261242542 innych filmów, ale ja to nadrobię! :D A ktoś w ogóle był? Widział? Poleca? Jakieś wrażenia? Będę wdzięczna! ;> Jedyną moją rozrywką jest zmiana lektur: z "Dziadów" na "Kordiana", teraz na "Pana Tadeusza" i tyleż mojej rozrywki. Ratują mnie od czasu do czasu wyjścia na dodatkowy angielski i spotkania z wolontariatu: ganianie się z dzieciakami po całej centrali w czapce św. Mikołaja - bezcenne. Zawsze sobie obiecuję, że jak tylko nadejdzie wolne, weekend, cokolwiek, to wszystko ponadrabiam, ale plany spełzają na niczym, bo wybieram przynajmniej chwilę snu(trochę błędne koło, bo potem po nocach nie śpię ;p), także wszystkie moje dni wolne ulatniają się z prędkością światła. Za to zaczął się już adwent, wszędzie ozdoby choinkowe, bombeczki i czuć święta, a jak nadejdą moje dwa i pół tygodnia wolnego, to przeczytam i skomentuję wszelkie zaległości u was(chociaż uzbierało mi się ich już chyba od października), ale nie martwcie się - ja naprawdę szybko czytam. ;) Dam radę, obiecuję i jest to wyjątkowe "obiecuję", zapewniam. :D W najbliższym czasie czeka mnie trochę wyjść i wycieczek, ale o nich już po nich. ;) Poza tym wiecie jakie to dziwne uczucie, kiedy wasi rówieśnicy zaczynają się zapisywać na prawo jazdy? Dokumentowa pełnoletniość wisi nad nami w powietrzu... Mieliśmy karny sprawdzian z chemii - zabawna sytuacja, z całej pierwszej klasy, porażka, sorka od chemii się na nas wkurzyła, bo przełożyliśmy sprawdzian, żeby nie pisać go w jednym tygodniu z biologią, po czym sorka od biologii wcisnęła nam znowu razem z przełożoną chemią kartkówkę. Sorka od chemii poszła do niej z aferą, ale my i tak nie chcieliśmy przekładać, bo potem znowu mieliśmy kolejny sprawdzian z biologii i z chemii zresztą też(ten karny), sorka od bio: "Może jednak przełóżmy... Ale zaraz: w następnym tygodniu macie drugi sprawdzian z chemii..." My: "Tak, karny." Sorka: "To może naprawdę przełóżmy, żebyście 3 karnego nie pisali!" ♥ Takie rzeczy tylko u nas. Wiecie co? Trochę wam skłamałam - nawet raz udało mi się ukulturalnić w tym miesiącu, byłam na projekcie i w ramach niego na przedstawieniu: "Wesele Dawida" - było genialne! Aktorzy, piosenki, humor, problematyka - w życiu nie powiedziałabym, że w jakimś stopniu to zwykli amatorzy, było cudownie i jeszcze zwiedzaliśmy teatr i gdyby nie fakt, że jestem w bio-chemie, to byłoby moje miejsce na ziemi, zdecydowanie. :D Aż mnie wspomnienia wzięły, jak sama byłam w szkolnym kółku teatralnym. ;') Ale koniec! Nie ma czasu na wspomnienia, za to: tam ta dam! Mieliśmy Bal Wolontariusza tydzień temu. W piątek do drugiej(część jeszcze została) siedzieliśmy i dekorowaliśmy salę - Wery mama i ich selfies najlepsze. <3 Byliśmy padnięci, zasypialiśmy wszędzie, a młodsza siostra Werki miała najwięcej energii z nas wszystkich. I ten moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że ktoś pomylił kolejność w nawlekaniu ozdób na sznurek i musisz połowę odcinać... Ale za to sobota była dla nas! Anetka zadbała o to, żebym pomimo worów pod oczami wyglądała jak człowiek - chyba jej się udało, skoro usłyszałam, że wyglądam jak księżniczka, awww. Czasem dobrze jest się dowartościować. Zresztą - wszyscy byli przepiękni i nawet jeśli nie wszystko wyszło, tak jak miało, to było cudownie - bawiliśmy się, była radość(spontaniczne przemowy i podrzucanie jednej z pracownic z okazji urodzin, grupowe uściski), a przy okazji, że to był bal charytatywny - robiliśmy coś dobrego. My z dziewczynami kursowałyśmy między bufetem(tosty mi się śnią po nocach - najlepsze było to, że ktoś kupił oprócz zwykłego chleba tostowego przez pomyłkę także waniliowy - wanilia, ser i szynka, powodzenia), gdzie pomagałyśmy, salą a fotobudką(nasze zdjęcia są genialne, ale i tak najlepsza była jakaś 70-letnia para robiąca dzióbki itd.). W ogóle wszystko zaczęło się polonezem i nieważne - chłopak z dziewczyną, dziewczyna z dziewczyną - wszelkie kombinacje dozwolone, w każdym razie łączyliśmy się potem aż w 16, a Wodzirej(który wymyślał takie animacje, że nie było możliwości się nudzić) obiecał, że za rok dojdziemy do 32. No i belgijka była cudowna - tańczyłam z Werą i miała pecha, bo stanęła po stronie chłopaków, więc potem ja biegałam do kolejnych partnerów, a ona cały czas dostawała partnerki, a trzeba przyznać, że przystojniaków nie brakowało, choć większość z nich to chyba byli bracia jednego z wolontariuszy. xd W każdym razie już planujemy, co poprawimy za rok i z pewnością będzie nas jeszcze więcej i jeszcze lepiej. :D Oczywiście, jak możecie się domyślić - w mojej klasie nie brakuje genialnych tekstów i pomysłów. Zastępstwo na polskim, Sor streszcza "Kordiana", mówi, że wrócił z Mont Blanc do Polski na chmurce, Kuba: "Na jakiej albo PO jakiej chmurce?" Kuba nr 2: "Kuba ma jakieś doświadczenia, też był we Francji i wrócił po chmurce..." Sor: "Takim chmurkom mówimy NIE!" Religia, ksiądz: "Dziewczynki 5-letnie szybciej mówią, liczą, są mądrzejsze<niż chłopcy>..." Grzesiek: "A później się to zmienia..." Niemiecki(nasza sorka to taka poczciwa starsza, dobroduszna pani): "Od hassen jest hasslich(brzydki), ale nie ważne czy ktoś jest schon czy hasslich, każdy chciałby być piękny, każdego trzeba kochać...<chwila zastanowienia> Ale chyba nie ma aż takich brzydkich!" Albo na biologii Tomek próbuje rozwikłać zagadkę jakichś tkanek albo innych tworów, sorka: "Widzę, że Tomek błądzi, wróćmy więc do tematu, bo jeszcze i my zabłądzimy." No i nie mogę zapomnieć, ostatnio jestem w pokoju nauczycielskim, sorka od chemii: "No ciągle coś zmieniają..." Sor od matmy: "Widzisz Agnieszka, czasy się zmieniają, ty już nie te lata..." Sorka: "Odezwał się młodzian!" Koniec, tyle ile pamiętałam, ale wiedzcie, że strasznie za Wami tęsknię, więc gdyby, ktoś był chętny napisać, co tam u niego i czy jeszcze żyje, to będę wdzięczna. :* Trzymajcie się kotusie! <3
Tak się prezentowała nasza dekoracja - przynajmniej od góry - Weruś fotografia. :D
Dzisiaj krótko: Ella Henderson - Ghost "Nigdy nie powiedziałeś mi, że prawdziwa miłość będzie boleć. Ja nie zasługuję na tak realny ból, prawdą jest, że nigdy się nie nauczę..." A chciałam pozytywnie, wyszło jak zawsze, ale melodia jest wesoła! ;)

Au revoir. xoxo



PS Chcę już zdjąć mój aparat, jestem już weteranką, ponad 2 i pół roku, nie pozdrawiam(ostatnio na matmie zapisuję sobie w notatniku wizytę na 19:30, sor: z kim się umawiasz? ^^)
PS2 Moja szkoła jest psychiczna(ileż ona widziała romansów, ileż emocji, ohoho), a ja ostatnio za dużo myślę, zdecydowanie…
PS3 Kocham tę możliwość(PS) i jeszcze bardziej lubię tego nadużywać. *.* Wiecie co? Zima = skoki, biegi narciarskie = Jeanette zaciesza, chociaż nie ma na takie rzeczy czasu ;)
 

piątek, 31 października 2014

Someone told me love controls everything but only if you know.

Salut! No i kończy się miesiąc i tradycyjnie trzeba coś naskrobać. Już niebawem nadrobię wszelkie zaległości na waszych blogach, obiecuję. Dajcie mi jeszcze tylko najbliższy tydzień, napiszę moje 1624524 sprawdzianów i w perspektywie mam powrót do świata żywych(obecnie jestem na etapie: "skoro doba ma 24h, to na spokojnie możesz robić plany na 26h" i wcale to nie jest tak, że zapomniałam już, jak to się jest wyspać... a właściwie... co to sen? ;p). Trzeba dodać, że uwielbiam pisać po miesiącu, kiedy pamiętam piąte przez dziesiąte, ale chcę, żeby nie było miesiąca bez notki, więc wysilam szare komórki i klikam w tę klawiaturę z nadzieją, że cokolwiek sobie przypomnę, a wy mnie chociaż minimalnie zrozumiecie. Mamy listopad, pogoda się zrobiła - wiadomo, trzeba było wyciągnąć szaliczki i rękawiczki i czuć w powietrzu jesienną melancholię. Też ją czujecie? Aż mnie łapie tęskność do lata i potrzeba Świąt - nie wiem, czy bardziej przemawia przeze mnie brak choinki czy chęć wolnego. A co się ostatnio działo? A no - wiele. Zacząć trzeba od otrzęsin pierwszaków. Były cztery sale - ćwiczenia fizyczne, test wiedzy, malowanie i przysięga. Oczywiście przez przemowy na sali(otrzęsiny były połączone ze ślubowaniem) było półtora godzinne opóźnienie - supi! Ale zrobiłyśmy sobie dyskotekę z dziewczynami! ^^ No ale - karą u nas było "pyszne" jedzonko, czyli namieszałyśmy wszystkiego i robiłyśmy kanapeczki. Wera była naszym testerem: "Ej, to jest dalej dobre!" "Więcej cynamonu!" "To może dosypiemy tego?" "Ale tego się nie będzie dało zjeść!" Aga: "Wera spróbuje!" ♥ Aguś taka kochana. Podobno nasza sala była najgorsza, jakieś dziewczyny powiedziały nam potem, że spokojnie możemy zostać "kucharkami". Poza tym było całkowicie ciemno, leciała muzyka z horroru, a my dawałyśmy upust naszym emocjom w krzyku - aż miałam wyrzuty sumienia! ;p Szczególnie jak wchodzili do sali i przyjmowali grupową pozycję żółwia w obawie przed nami. ;D Ale ja naprawdę nie jestem straszna! A przynajmniej tak sądzę... Chociaż fakt - część osób nas mocno zirytowała: albo się nie potrafią bawić(na zasadzie: nie zrobię tego, bo nie!) albo są zwyczajnie chamscy, aroganccy(kiedy kolejna osoba na wejściu przywitała nas przekleństwem - tu muszę dodać, że uczniowie mojej szkoły znani są z bardzo dobrego i kulturalnego zachowania, przynajmniej w teorii ;p - więc nie wiem, co te osoby robią u nas, ja sama nie jestem święta - ale trzeba znać umiar, no heloł, w każdym razie zirytowane ich zachowaniem, powiedziałyśmy, że za przeklinanie druga kanapeczka). Otrzęsiny były 10 października, a potem był długi weekend. W sobotę pojechałyśmy na ślub jednej z pracownic naszego wolontariatu - Marii, bo zaprosiła wszystkich wolontariuszy. I był to najpiękniejszy ślub, na jakim byłam. Zaczynając od mnóstwa starych fiatów(Maria i jej mąż mają obsesję na tym punkcie), idąc przez piękny wygląd panny młodej, a na emanującym od nich szczęściu i pogodzie kończąc. No a potem grupowy powrót i śmiech cały czas. Potem mieliśmy półmetek - ach, już "prawie" połowa liceum za mną! Ten czas leci w tempie ekspresowym! Było całkiem fajnie, tylko to był półmetek 3 szkół - było tyle ludzi, że się nie dało oddychać, SAUNA! I jeszcze do Wery przyczepił się jakiś koleś i ciągle ją obmacywał. Najlepiej jak już wyszłyśmy i szukałyśmy całodobowego, bo tak bardzo nam się chciało pić, Wera: "Już wiem, jak się czują te wszystkie murzynki... Biedne bamboszki..." Jakiś facet do nas, widząc nasze poszukiwanie w oczach(wody, tylko wody, ale on to inaczej odebrał ;p): "Alkoholowy jest tam dalej, dziewczyny!" A jeszcze przed półmetkiem czekałyśmy na chłopaka, który miał nam sprzedać bilety, stałyśmy godzinę przed Macdonaldem, kiedy w końcu dałyśmy sobie spokój i stwierdziłyśmy, że nas zrobił w balona, okazało się, że od godziny siedział w środku, ponieważ podjechał autobusem i przyszedł nie z tej strony, z której miał, brawo dla nas! :D W ogóle to moja klasa organizowała Dzień Papieski i za szybko skończyliśmy, więc 3 razy śpiewaliśmy "Abba Ojcze", ale poza tym było świetnie! ;) I wiecie co? Kocham mój wolontariat, szczególnie kiedy robimy sobie spotkanie integracyjne i gramy w mafię( tak to wygląda ), a miejscem naszej historii jest Watykan. I udaję panią sprzedającą różańce, a Wera jest księdzem, któremu odpalam procent ze sprzedaży - o tak się bawimy. :D I niedługo mamy mieć Bal Wolontariusza! ♥ I byliśmy ostatnio z klasą na "Bogowie" - jestem pod wrażeniem, było śmiesznie, wzruszająco i utwierdzająco w przekonaniu, że biol-chem był dobrym wyborem. Tylko na cóż te przekleństwa co drugie słowo? Ja rozumiem, że trochę trzeba - dla wyrazu, sama, jak już wspomniałam, do świętych nie należę, to naturalny wpływ emocji jest, ale jeśli mam wrażenie, że w filmie nie było zdania bez niecenzuralnych słów, to coś jest nie halo. W ogóle to wczoraj osiągnęłam szczyty mojej głupoty, nie będę wam opowiadać wszelkich tego przyczyn, ale jedną "anegdotkę" na dowód. Otóż: chodzę teraz na pewne warsztaty i projekt i wczoraj miałam spotkanie z moim opiekunem z owego projektu, omawiamy tekst i był tam fragment o powstaniu warszawskim, pytanie opiekuna: "Kto brał udział w powstaniu?" Ja: <cisza> O: "To nie jest podchwytliwe..." J: <cisza> O: "No kto?" J: "Generałowie, dowódcy..." O: "I...?" J: "Mieszkańcy Warszawy?" O: "Wszyscy?" J: "No nie wszyscy..." O: "No to kto?" J: <cisza> O: "W powstaniu brali udział..." J: "POWSTAŃCY!" O: "No właśnie!" 5 minut mi to zajęło, rozumiecie? Geniusz. ♥ Ale do końca życia zapamiętam, że w powstaniu biorą udział powstańcy. xd I ostatnio miałam też interesującą przygodę, idę sobie na dworzec w jakąś sobotę - zaczepia mnie ktoś: "Polka?" No to sobie myślę - pewnie chce zapytać o drogę: "Tak, Polka." Ktoś, chłopak dokładniej: "O, jak dobrze! Samych cudzoziemców tu spotykam!" I idąc ze mną na dworzec, opowiedział mi połowę swojego życia - no może przesadzam, ale o maturze, znajomych, studiach, miejscu zamieszkania dowiedziałam się chyba prawie wszystkiego. I jeszcze nawet dorzucił kilka żarcików: "Co ma wspólnego azot i węgiel?" "NiC" albo "Czym się różni kura od studenta?" "Kura znosi jaja, a student musi znosić wszystko." Takie życiowe mądrości. :D W ogóle w klasie jak zwykle rozwijamy mądre myśli. Na niemieckim rozmawialiśmy o modelu tradycyjnej i nowoczesnej rodziny, ustaliliśmy, że w tradycyjnej dziadkowie mieszkają w jednym domu z rodziną swych dzieci, sorka: "A w nowoczesnej rodzinie gdzie mieszkają dziadkowie?" Grzesiek: "W piwnicy..." Albo na religii - historia Adama i Ewy, rozmawiamy, że mieli dwóch synów, Ola: "Skąd się wziął następny człowiek?" Dominika: "Zgadnij!" A na angielskim zawsze chcemy grać w wisielca albo oglądać film i zawsze słyszmy to samo - w sobotę. ;p Kuba: "Zagrajmy w wisielca!" Sorka: "W wisielca pogramy... w sobotę!" Grzesiek: "A ja byłem w sobotę i nikogo nie było..." <3 Albo - moja wychowawczyni jest bardzo religijna, co roku na otrzęsiny było robione piekło, ale my mieliśmy od niej zakaz, no i padła propozycja, żebyśmy poszli do teatru na "Mistrza i Małgorzatę". Sorka od polskiego: "Bardzo się cieszę, bo wiecie, tam jest o szatanie...<my w śmiech> A! Zapomniałam, kto jest waszą wychowawczynią...." No i oczywiście naszej inteligencji nie brak też na matematyce. Sor sprawdza listę: "Dominika!" Zuzia: "Ona się zgubiła, mogę jej powiedzieć gdzie mamy?" S: "Ale zawsze mamy w 2!" Z: "Ale ona nie wie!" S: "Jest plan<na korytarzu>...<chwila ciszy i olśnienie> Nie umie czytać?" Sor opowiada żarcik: "Dlaczego w delcie nie ma ryb? Bo delta= b^2-4ac" Kuba: "Sorze, jeszcze jeden taki żart i dostanę przepukliny..." A w Dzień Chłopaka klasowi "gentelmani" dostali prezenty na ostatniej lekcji, wcześniej dawałyśmy tylko nauczycielom, dajemy sorowi od matematyki, chłopcy: "O! Sor dostał prezent na Dzień Chłopaka, a my nie!" S<zgaszenie miesiąca>: "No trzeba być mężczyzną!" Dobra koniec, koniec, koniec - tyle pamiętałam. ;>
Nastrój melancholijny to i tęsknota za Włochami się pojawia...
Jessie Ware - Say you love me "Po prostu powiedz, że mnie chcesz, to wszystko czego trzeba. Serce ranią ciernie twoich błędów... Ponieważ nie chcę się zakochiwać, jeśli Ty nie chcesz spróbować. Ale wszystko o czym myślałam, to, to, że może mógłbyś... Kochanie, wygląda na to, że zaczyna nam brakować słów i miłość odpływa w dal. Po prostu powiedz, że mnie kochasz, tylko dzisiaj..." 
Au revoir. xoxo

PS Ostatnio mnie zalewają wspomnienia, nie wiem, na ile to dobrze...
PS2 Miałam dziś dobry dzień - nie licząc niezapowiedzianej kartkówki z polskiego, trafiłam pierwszy raz na wyrozumiałego kierowcę, który widząc, że biegnę, poczekał, w przeciwieństwie do swoich "sympatycznych" kolegów.
PS3 Czekamy na wolne. *.* Tydzień...

wtorek, 30 września 2014

Nothing stays forever, my dear.

Hej misiaczki! ;* Cóż, notka jak zwykle po miesiącu, ale takie moje życie. ;c Już od miesiąca codziennie przeżywam koszmar zwany szkołą zapewne tak samo jak wy. Do tego przyszło nam na dobre pożegnać kalendarzowe lato i trzeba na nowo zaznajomić się z jesienią. Mnie od razu przywitała przeziębieniem, cudownie. -,- Także ładnie proszę, doceńcie moje poświęcenie - mimo krztuszącego co jedno zdanie kaszlu, piszę dla was!. ;* Podsumowując wrzesień, to wiadomo: rozpoczęcie roku(popsute koturny, uśmiech na twarzy i optymistycznie wkraczamy w nowy rok, z nową siłą, nadziejami i marzeniami - wszystkiego wystarczyło na calutki tydzień, teraz byleby do weekendu) i ustawianie krzesełek, mnóstwo pierwszaków na korytarzach(ach, jak dziwnie nie być najmłodszym w szkole), poznawanie planu i znów wieczna miłość do autobusów. ♥ Które jak wiadomo, nigdy nie przyjeżdżają, tak jak potrzeba. Muszę się przyznać, że trochę tęskniłam za tymi klasowymi wariatami. No i w końcu regularnie się widzę z dziewczynami, a po 8 godzinach w poniedziałki i na fizyce w czwartki nasze mózgi są tak wyprane z resztek inteligencji, że mamy jeden wielki miękisz gąbczasty zamiast szarych komórek. ;) Marika zamiast "bomby" pisze "bąby" i mówi, że jest dysmózgiem. xd Albo zamiast "gatunki uprawiane w oświeceniu" napisała "uprawy" i zastanawiała się, po co naszej nowej sorce wiedza, jakie zboża itd. mieli w oświeceniu. ;p Do tego moja klasa szykuje teraz otrzęsiny - to był jedyny powód, dla którego w zeszłym roku nam zależało na średniej. ;p I w ogóle to sor od hisu, który miał być taki superhiper zrobił nam psikusa, odszedł sobie(to samo mi zrobił w gimnazjum - fatum jakieś!) i mamy 2 nauczycielki od 1 przedmiotu, słyszeliście takie dziwy? Z czego jedna jest specyficzna - baaaardzo. Ale moja klasa już błyszczy. ^^ "Ekspansja Achajów zwana..." Ktoś: "Kulturą mykeńską!!!" Za to sorka od łaciny jest cudowna. Ta kobieta wszędzie wciska łacinę! Do tego to taka starsza blondynka zawsze elegancka, szpilki i sukienki, Domi ją podsumowała: "Trochę wymarła Doda..." Ale soreczka dla siebie samej wcale nie jest bardziej przychylna, nie może odczytać naszej listy bez okularów, wygina się, oddala, przybliża: "Czapla siwa - trochę ślepa, trochę krzywa. Ręce mi się kończą!" W ogóle to moja sorka od biologii skręciła nogę, koniec świata, zastępstwo na najbliższy miesiąc! W ogóle to ja już wspominałam, jak ona szybko dyktuje. Pierwsza lekcja organizacyjna -  my z dziewczynami oczywiście temat już niezapisany, Marika: "Super - pierwsza lekcja, a my JUŻ nie wyrabiamy!" No i do tego przez wakacje akwarium coś trochę obrosło w różne żyjątka, sorka: "Moja klasa 3 ma średnie zainteresowanie tymi rybkami... Co widać. A potem będzie czuć..." Czasami można zatęsknić i za takimi rzeczami. ;') W ogóle nasza wychowawczyni to cudowna kobieta - oprócz tego, że w tym roku się zrobiła jakaś nerwowa, ale damy radę. Na razie w sekrecie zgłosiliśmy ją do konkursu. :D No a ona jest taka kochana, musi się zamienić z sorką od angielskiego na sale i mówi do nas: "To jest moja sala od 30 lat..." Zuza: "I co? Pierwszy raz sorka z niej wyjdzie?" Kochani my. <3 ;p Ostatnio ja z Mariką pałamy miłością do sorki od angielskiego, ona jest genialna!. :D "Raz mi się trafiło wypracowanie z takim świetnym słownictwem na maturze. Z takim wojskowym. Albo to był jakiś wojskowy albo taki co gra w gry komputerowe..." "Zniszczą mi samochód!" Kuba: "Kto?" Sorka: "No te kasztany bombardują!" Kuba: "Zna sorka taką "..." piosenkę?" S: "No może..." K: "Jest trochę stara..." <cała grupa w śmiech> A Tomek za jedzenie na lekcji musiał napisać wypracowanie: "Wyglądam jak chomik." Napisał o LSD: "Jak się sorce podobało?" S: "No pięknie, jak Wyspiański..." W ogóle wszyscy zaczęli się przepisywać do naszej grupy, więc nie mieścimy się do sal, wchodzimy do jednej bardzo małej(część siedziała na podłodze), S: "Gorzej niż w powstaniu..." Wchodzi nasza wychowawczyni, sorka do niej: "My tu mamy gorzej niż w Somalii!" Wych.: "W Somalii to siedzą na dworze i pod baobabem." Po jej wyjściu, sorka: "Ja pójdę do pana dyrektora z tym. No co my jesteśmy pod baobabem?" I potem: "Kuba nie mów tak dużo, bo zabierasz tlen reszcie!" K: "Ale ja się śmieję!" S: "No i <zaczęła sapać> zużywasz więcej tlenu!" K: "Ja tu umrę!" S: "Myślicie, że to tak łatwo umrzeć? Z jednej strony łatwo, bo walnie pałą w głowę, a z drugiej może tak cipać..." Mistrzyni! <3 Albo sprawdza listę: "Monika! Oj! Dominika! Monika - Dominika to w skrócie..." Chłopaki rozmawiają: "... takie porąbane rzeczy..." S: "Rozmawiacie o matematyce? Kto was uczy? Ch: "Sor C." S: "Uczy co mu każą..." W ogóle sor C. zrobił się mega chamski w tym roku, znowu cały czas ciśnie na swojego ukochanego humana, a naprawdę oni się już tak spięli i zmotywowali, że są obecnie jedną z lepszych klas z matmy, on tego chyba nie chce zauważyć. S: "Czy rozumiemy, że nie mnożymy przez 0, bo wyjdzie nam 0? Chyba, że jesteśmy w..." My: "Humanie!" Mówi do rozwiązującej zadanie Dominiki: "Powiedz klasie, co robisz..." D: "Piszę na tablicy." Zuzia: "Skąd się wzięło to x?" S: "CZEKAJCIE, CZEKAJCIE! To będzie zagadka..." Z: "Dobra, teraz wiem, że to było głupie..." Albo popsuliśmy rolety, S: "Sorka P. tu ma, zwalimy na nią!" Na wf-ie poszliśmy na stadion, zawsze robimy rozgrzewkę po przekątnej, no ale stadion wiadomo - okrągły, Zuzia: "Po cięciwie!" I w ogóle to mamy też nową sorkę od polskiego, ciężko się idzie przyzwyczaić, ale powoli, powoli. S: "Biol-chem kuje, dziobie... Byliście na wycieczce?" My: "W Czechach." S: "I widzieliście Most Karola?" M: "Nie byliśmy w Pradze." S: "To gdzie?" M: "W górach, lasach." S: "Przecież niedaleko nas też są lasy!" M: "Też byliśmy!" S: "Musicie jechać na wycieczkę, nie do lasu! Do Warszawy! Do kultury!" ♥ S: "Żujesz gumę?" Ktoś: "O Boże..." S: "Wystarczy mistrzu!" Albo "W romantyzmie kobieta była zwiewna, była postacią uduchowioną... Ale Mickiewicz dostrzegał ciało kobiety, bo miał 8 dzieci!" No i jak tu czasami nie lubić tego chaosu zwanego szkołą? Tylko czasami, ale zawsze. :) W ogóle to ostatnio prześladuje mnie pech - idąc na autobus wykonałam "orła cień", biodro czuję do dziś. I stłukłam naczynie żaroodporne, jednocześnie psując piekarnik, pozdrawiam. I już 2 razy spóźniłam się na lekcje, jak nigdy! Jedyną pocieszającą rzeczą były MŚ w siatkówce! KOCHAM TYCH PANÓW! I w ogóle serduszko się raduje, uśmiech z twarzy nie schodzi na samo wspomnienie, tylko te niemieckie, ruskie i włoskie transmisje myślałam, że mnie wykończą, nie ma to jak mistrzostw we własnym kraju, nie móc obejrzeć sobie kulturalnie w telewizorze. -,- No i moja trzyletnia siostrzenica taka kibicka, oglądała ze mną. :D W ogóle to z Karolą jesteśmy sportsmenkami i chodzimy na basen! Ona pływa, ja się lenię, ale tak. ;p I byłyśmy na "Miasto 44" - Karola się spłakała, uwielbiam jej wzruszenia. ;') Jeśli mam być szczera - w porównaniu z "Kamieniami na szaniec" to po prostu niebo a ziemia, ale przeszkadzało mi kilka rzeczy. Chyba jestem prostą dziewczyną i super efekty specjalne do mnie nie przemawiają. Wolę realizm, ale warto się wybrać i samemu ocenić. Ktoś był? Ja na razie od większości słyszę raczej złe opinie... Nie mogę zapomnieć o biegach sponsorowanych! Znowu wolontariat, ja nie biegłam, ale pomysł jest prosty: wy biegniecie, a ktoś płaci i w ten sposób pomagacie dzieciakom. Zabawa była świetna - nie ma to jak photo-room i jakiś pan, który chciał się pochwalić, że "zna takie ładne dziewczyny", więc nam się wkręcił w zdjęcie. Do tego darmowe jabłka. <3 A ja sobie stałam i kierowałam rowerzystami w trakcie rajdu. Mnóstwo ludzi się zatrzymywało, żeby ze mną pogadać, jak zawsze. Starszy pan rozmawiał ze mną o polityce i o tym, że żonę ma taką i owaką i o 6 rano uczył się smażyć buraczki. Jakiś podchmielony pan proponował, że mi przyniesie piwo i zawzięcie nie chciał mnie opuścić. I było jeszcze małżeństwo, no sporo...
Bo gdy jedziecie samochodem, jest wam nudno, zimno i mokro, to rysowanie na szybach serduszek nabiera nowego znaczenia. :)
Odkryłam nową miłość. The Neighbourhood i ja jesteśmy teraz nierozłączni, trójkąt ze słuchawkami. ♥ The Neighbourhood - Staying up "Jak mogę spać, skoro nie mam snów? Mam tylko koszmary... Jak to możliwe? Ciągle wierzę, że coś tam jest... I jest tam światło, i mogę zobaczyć dlaczego ciągle żyję."
PS Majster dalej chodzi na dodatkowy angielski, w ogóle jak tęskniłam za tymi ludźmi. ;')
PS2 Wrzesień to czas solenizantek. A więc jeszcze raz wszystkiego najlepszego Karolciu, a dla Pauli: jeszcze więcej Azjatów! ;* 100 lat!
PS3 Wracam do mojego świata sprawdzianów i niekończących się kartkówek. *.* Muaaah ;*
PS4 Marzy mi się coś zmienić... coś... no właśnie. I zrobić to tak wyjątkowo, jak już przemyślę kształt tego "czegoś", to dam znać.
PS5 Ostatnio melancholia mnie jakaś łapie. Co zresztą widać po piosence... Biję rekordy w post scriptum. Kto to widział takie rzeczy? Przepraszam. ;c

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

I know that we will catch infinity on the run.

Hej dziubaski! ;) Do końca wakacji już nam bliżej niż dalej, Jeanette tradycyjnie nie ma nic - ale na razie się tym nie martwię i cieszę buziaka słońcem(ostatnio rzadkim) i wolnymi dniami. Ostatnią notkę skończyłam na powrocie z Włoch, co wydaje się dosyć odległe, a przecież później również się działo. :D Czas upływał mi pod znakiem dobrych książek, filmów i moich ukochanych malin. Odkrywałam uroki wsi(lepiej późno niż wcale ;p) - uczyłam się jeździć na traktorze(mój tata mówiący: "tylko błagam cię, nie zwiń ogrodzenia" - ach to zaufanie :D). Znalazłam też chwilę dla przyjaciół i na wolontariat. Wzięło mnie też na wspomnienia i w ten sposób odnalazłam mnóstwo genialnych tekstów. Choćby nasz sor od polskiego: "Ale wam sorka romantyczne tematy na fizyce wymyśla... Księżyc - towarzysz Ziemi." Albo na biologii, sorka jak zwykle dyktuje wszystko jak z karabinu, ręka mi odpada, a ona: "To bardzo ważne jest!" Ja: "Super. -,- To chciałabym to NAPISAĆ!" Pamiętam, że z Mariką byłyśmy wtedy tak padnięte i zdenerwowane, że przez resztę lekcji zamiast notować, śmiałyśmy się w akcie desperacji. ;p No ale wracając do wakacji - po powrocie z Italii i miesiącu niewidzenia się z moimi dziewczynami, zebrałyśmy tyłeczki i pojechałyśmy na Carnaval Sztuk-Mistrzów. Wiecie – liny między budynkami, żonglerka, klauni, akrobaci – miasto zamienia się w prawie cyrk. ;) Jedyny minus, że żeby coś zobaczyć, to musisz w danym miejscu stać pół godziny wcześniej, a i tak nie masz gwarancji, bo potem to chyba tylko z drabiną. No chyba, że masz 2 metry wzrostu, Jeanette posiada tylko coś około skromnych 165 cm, więc mimo wyciągania szyjek i gotowości do włażenia na lampy, obejrzałyśmy max 3 występy i tylko jeden w całości, bo Mariczka mówiła, że była dzień wcześniej i panowie byli świetni.(Okidok – „Slips experience” jakby ktoś miał ochotę poszukać zespołu na youtube ;p) W skrócie – dwóch panów, którzy momentami są tak „głupi”, że aż śmieszni, jeden z nich chyba grał małpę, ale trudno było wywnioskować, za to niektóre akrobacje – no naprawdę wow. Przy okazji spotkałyśmy znajomych w tym Majsterka, który przez następne dwa tygodnie mnie przepraszał, że mnie na początku nie zauważył, o takie miał wyrzuty sumienia. Tylko mnie dobił, bo w tym roku już nie będzie w grupie na angielskim, chyba się z dziewczynami zapłaczemy za naszym rodzyneczkiem, kto nas będzie tak rozbawiał? ;c Poza tym „uwielbiam” zakładać spódnicę – wtedy możecie mieć pewność, że to będzie baaardzo wietrzny dzień, Marylin Monroe na porządku dziennym i nie wiadomo, z której strony trzymać. :D Wtedy był jeszcze czas upałów, więc wybrałyśmy się nad zalew, a ściślej mówiąc na baseny(trochę taki aquapark) nad zalewem. Połowę czasu Jeanette przespała, ale moja gruba warstwa filtru pozwoliła mi nie gubić skóry po raz drugi, dziewczyny nie miały tyle szczęścia. Tańczyłyśmy zumbę – byłyśmy beznadziejne, hity puszczała Eska i było słonecznie i sympatycznie. Oczywiście my i nasze szczęście – nie mogłyśmy potem znaleźć wyjścia i przystanku, a gdy w końcu odnalazłyśmy, to nie przyjeżdżał autobus – tradycyjnie wszystko w biegu. ;p Potem były urodziny Aneci – pojechałyśmy na „Step up” i się zakochałam. <3 Nie wiem, czemu wcześniej nie oglądałam żadnej części, ale nadrobiłam. Aż chce się tańczyć! :) Znalazła się również chwila dla Karoli(właściwie jej malin xd). Z Karoli się zrobiła teraz piekareczka – tarty, ciasta, ciasteczka to jej specjalność(aż żal, że nie jem cukru, ale z miłości do mnie Karolcia zrobi dodatkową specjalizację w wypiekach bezcukrowych – tort na 18nastkę obiecany ;D). Była też chwila z Paulą, ale zdecydowanie za krótka jak na ponad dwa miesiące niewidzenia się. Ech, ciężkie to nasze życie. ;)  Poza tym nasz wolontariat ostatnio tętni życiem – spotkań i akcji nie ma końca. Była inauguracja biegów sponsorowanych, na którą zaciągnęłam(nie to, żeby się specjalnie opierała ;p) Karolę. Bieganie to nie jest moja domena – szczególnie kiedy biegniesz z brzegu w odblaskowej kamizelce, bo jesteś „strażą”, robisz fale, krzyczysz hasła i machasz do ludzi. Moje płuca chyba nie lubią takich sprawdzianów, a moja kondycja jest w opłakanym stanie. I tak podziwiam Sylwię, która biegła w polarowym stroju łosia i krzyczała przez megafon, ta to ma energię. Do tego część z nas miała śmieszne gadżety – czapki, nosy, korony, kwiatowe łańcuchy – naprawdę byliśmy widoczni. Potem zaczęliśmy kolejną akcję inspirowaną Dubajem. :D Ludzie kupują gwoździe, wbijają je w wyznaczone miejsca w ścianę, a potem powstanie obraz, a wszystko na wyprawki dla dzieci. Ogólnie jest super – bo wszyscy wolontariusze są wspaniali, bo człowiek czuje się potrzebny i choć ludzie reagują różnie(są chwile, że naprawdę w nich wątpię – jak trzymasz puszkę to już w ogóle masakra, uciec od ciebie jak najdalej, a spróbuj dać DARMOWY balonik i od razu: „oddaj to pani”, a dziecko ma łzy w oczach, bo przecież dostało – no ale takie kwiatki też się zdarzają, chociaż my przecież nikogo do niczego nie zmuszamy albo podchodzą tylko po to, żeby się z tobą pokłócić i wyprowadzić cię z równowagi, a ty cały czas się musisz uśmiechać i chociaż krew cię zalewa, to być opanowanym), to są naprawdę cudowne momenty. Trafił się chłopczyk, który wpadł w trans przybijania gwoździ i potem musieliśmy je wyjmować. Raz stałam w deszczu z puszką i jeden chłopak z autobusu cały czas do mnie zacieszał. Albo podszedł do nas typowy pan z pod sklepu i prowadził z nami miłą dyskusję, by na koniec wrzucić nam kilka grosików. Ale i tak najlepsi byli Francuzi – podeszło ich trzech, wrzucili euro i potem jedna z wolontariuszek im pokazywała, co mają zrobić z gwoździem. ;p Następnie się pytali, co będzie przedstawiał nasz obrazek, nasza koordynatorka zaczęła im tłumaczyć, a jeden z nich do koordynatorki(Asi): „Piękne świnie”. My w śmiech, jego koledzy też, a on zawzięcie powtarza, Asia się go pyta, czy wie, co to znaczy i mu tłumaczy. Jak się okazało, chciał powiedzieć: „Piękne włosy”. Śmiałam się potem do Asi, że dostała komplement życia. xd No a potem przyszedł czas na Werki urodziny. Mieliście kiedyś urodziny-niespodziankę jak z amerykańskich filmów? Nie? Ja też nie, ale Wera miała. Zebraliśmy się wszyscy, Werę zabrała mama(podobno była o to wojna, bo Wera była pewna, że ja z Mariką przyjedziemy, ale jak po 16 nie dostała telefonu, to zaczęła wątpić)i zaczęły się przygotowania. Nie ma to jak robić sobie zdjęcia w domu Wery bez Wery. ;p Kiedy solenizantka przyjechała, a my wypadliśmy na nią zza krzaków, to jej mina była bezcenna. I jej pytanie: "Skąd was tyle?!” No ale było cudownie – grill, wygłupy, tańce, disco polo, trampolina. Zintegrowaliśmy się z ekipą Wery i zgodnie chcemy powtórkę, o ile nasza gospodyni nas przyjmie. ;p Dawno się tak świetnie nie bawiłam, ale i tak najwspanialsze w tym było to, że Weruś była szczęśliwa. No i Wera: „Czemu mi nie powiedzieliście? Lepiej bym się ubrała i uczesała…” J: „Tak, Wera. Mieliśmy ci powiedzieć: ubierz się jutro ładnie, uczesz i najlepiej wyjdź z domu o 15, bo masz imprezę niespodziankę.” Wiecie co? Moja mamcia jest genialna. Dzwoni jej komórka: „Mamo! Telefon!” M: „Do mnie? o.O” I już wiem, po kim mam nieogar. Dobra, papa, buziaków sto dwa, pamiętajcie, że was kocham! ;*
Wery tort taki piękny. I ten moment, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nie mamy świeczek. ;p Ale daliśmy radę. :D
Chyba znów odkryłam w sobie miłość dla OneRepublic. OneRepublic - Burning Bridges "Nie wypełnisz pustych przestrzeni fikcyjnymi miejscami, zmyślone twarze w niczym nie pomogą... Wciąż biegnę, buduję mosty, których nigdy nie chciałeś... W poszukiwaniu mego serca..."

Au revoir. xoxo

PS Doszłam do wniosku, że moje życie bez siostry byłoby strasznie nudne. ;)
PS2 Widziałam moje podręczniki, pozdrawiam łacinę, tyle niezrozumiałego bełkotu dawno nie widziałam – nazw wszystkich mięśni nie znam po polsku, ale po łacinie za rok wam wymienię.
PS3 Kolejny rok zapowiada się tak interesująco, że chyba nie starczy mi doby, ale mój nowy sor od historii >>>> Podteksty o staniku i chowaniu w nim cukierków na zastępstwie, bezcenne i do tego jest taki wyrozumiały. ;3
PS4 Zazdroszczę ludziom tych wszystkich letnich festiwali – Wooda itd., za rok nie odpuszczę, no po prostu nie. xd

wtorek, 12 sierpnia 2014

You can’t choose what stays and what fades away.

Niestety, nie możemy wybierać, co zostaje, a co przemija, a szkoda - naprawdę szkoda. Dawno nie witałam się z wami po francusku, a więc bonjour(co prawda mamy wieczór, ale to nic kochani, to nic)! Pora na coś letniego i na opis wakacyjnego nicnierobienia w autorskiej wersji Jeanette. A w ogóle to zapomniałam wam powiedzieć(to jeszcze czerwcowe), że byłam jako wolontariuszka na Święcie Chleba - plus był taki, że z Mariką dostałyśmy darmowe cukierki i gorącą herbatę, bo było zimno strasznie, ale uratowałam paluszki Mariki, pożyczając jej... rękawiczki! Przezorny zawsze ubezpieczony, nawet w lecie(ot takie cienkie, jesienne - nie moja wina, że w drodze z dworca o 7 rano marzły mi łapki ;c). No i muszę wam opowiedzieć o geniuszu Mariczki - jesteśmy z Werą na spacerze, siedzi jakiś facet na murku, M.: "To jest bezdomny, czy po prostu sobie wyszedł z domu w piżamie i bez butów?" No kocham. Kończę dygresję, wracając do notki, zakończył się rok szkolny, zakończyło się bycie zagubionym pierwszaczkiem i przyszedł czas na wyczekiwane przez 10 miesięcy wakacje. *.* Jak już ostatnio wspominałam zakończenie było pełne wzruszeń - bo wychowawczyni była z nas dumna, bo nasza najlepsza pani Irenka ze sklepiku poszła na emeryturę i śpiewaliśmy jej 100 lat i mnóstwo innych drobiazgów. Wracałyśmy autobusem z takim przemiłym kierowcą, który się pytał, czy paski się szykują na świadectwach czy raczej tylnych częściach ciała. ;) Po południu dziewczyny pojechały nad jezioro z wolontariatem, a ja zostałam, by w końcu zacząć się szykować do Włoch. Powolne pakowanie walizek, robienie list i zakupów, ściąganie muzyki do 2 nad ranem i wstanie o 5, by 3 lipca razem z Karolą wyruszyć w podróż. Na dworcu pierwsze niepokoje - gdzie ten autobus, którzy ludzie jadą z nami itd., itd.  Okazało się, że są jeszcze 2 dziewczyny z naszych okolic. Potem słuchanie muzyki i droga, droga, droga. Następnie przesiadanie się ludzi z jednego autokaru do drugiego i już prosto na Mediolan. My z Karolą chyba 4 razy zmieniałyśmy miejsce. W międzyczasie przystanek przy granicy na obiadokolację. I tam całkiem przypadkowo(jak się potem dowiedziałam - bo sympatycznie wyglądałam) poznałyśmy naszą późniejszą towarzyszkę - Paulę. :D Cała noc w autokarze - nogi popuchnięte, ale: jesteśmy w Mediolanie! Zwiedzanie, przewodnik beznadziejny, pogoda też - deszcz pada, wszyscy głodni. Jeanette dziwi się wszędobylskim jeżdżącym kolejkom, a wokół Afroamerykanie wciskają nam "niby-darmowe" bransoletki. Dziewczynki to najlepsze projektantki ever, za krótkie spodnie do kościoła? Od czego są swetry i kurtki! Minuta i spódnice gotowe, geniusze! Wieczorem pyszna pizza - wreszcie czuję Włochy. Następnie czas wolny - kolejny już tego dnia, na pierwszym poszłyśmy grupą pod jakiś łuk i robiłyśmy prawie oscarowe selfies, na drugim - wzięłyśmy przewodnik(właściwie Ania wzięła) i ruszyłyśmy w poszukiwaniu da Vinci, z pomocą miłych Włochów(którzy za nic nie chcą rozmawiać po angielsku) dotarłyśmy do kościoła, który był już zamknięty, w drodze powrotnej zgubiłyśmy Martę, ale wszystkie jakoś dotarłyśmy. Potem hotel, w pokoju ja, Paula i Karola, ciepłe prysznice i w końcu ogarnął nas sen. Przywitał nas poranek i wyruszyliśmy do Bolonii, gdzie widziałam jakąś starą salę służącą do sekcji zwłok, potem piękna Florencja - tym razem już słońce. Pani przewodnik mówiła cudownie po polsku, kupowanie pocztówek zalicza się do moich ulubionych zajęć, widzieliśmy "Dawida" i "Narodziny Wenus", dziewczyny objadły się lodów, ja napatrzyłam na owoce i to był kolejny dobry dzień. Niedziela to wizyta w Watykanie - modlitwa z papieżem, nieważne, że nic nie rozumieliśmy, to cudowne przeżycie, potem spotkanie znajomej - nagle, na Placu Św. Piotra i kupowanie różańców. Kolejnym punktem był Rzym - koloseum i forum romanum wreszcie nie na zdjęciu w podręczniku, ale wszędzie remonty i to było smutne ;c. Nasze zdjęcia ze Schodów Hiszpańskich są po prostu... *.* Następny dzień to Klasztor św. Benedykta i Monte Cassino. Inne spojrzenie na patriotyzm... No i spotkanie z Polakami też było. I parędziesiąt ostrych zakrętów i Karola zapinająca pasy, bo znając nasze szczęście... Po południu przeprawa na Półwysep Sorrento i zaczęliśmy plażing, smażing, opalażing. W pokoju znowu we 3. Cały czas się coś dzieje. Dużo śmiechu - ja i Karola "rozsławiamy" nasze okolice i jest fajnie. Tłumaczyłyśmy Pauli, jak kosić zboże, bo ona żyła jeszcze w czasach, gdy w polu pracują konie i kosy, ależ się zdziwiła, że istnieje coś takiego jak kombajn. ;p Ja robiłam za pielęgniarkę, bo Karolcia zapomniała się posmarować filtrem. Za to ja wyglądałam, jakby mi mama dwa razy żelazkiem przyłożyła, miałam takie 2 cudowne ślady na żebrach - dziewczyny się śmiały, że mogę za kostuchę robić. Do teraz mi skóra na nogach schodzi. Kochana Marta wyciągnęła mnie na imprezę w hotelu czyli 18nastkę jakiegoś Włocha, bo zaprosił cały nasz obóz. o.O Długo tam nie byłyśmy, mecz był ważniejszy. xd Mieliśmy też rejs na Capri, który był straszny - tak bujało, a ja mam chorobę morską, pozdrawiam. W drugą stronę poszłam spać. Poza tym wchodziliśmy pod jakąś ogromniastą i stromą górę, żeby popodziwiać starożytny burdel - ja na koturnach i w sukience - w sam raz na przechadzki, pozdrawiam again - nic tylko Alpy jeszcze zdobywać. Dobrze, że Klaudia mi towarzyszyła, byłyśmy takie zawzięte, że obie w równie cudownych strojach poszłyśmy do fakultatywnej jaskini i oglądać łuki skalne - o dziwo skończyło się bez odcisków, ale nie miałam nawet sił na plażowanie i tylko moczyłam z Martą nogi. Plaża była kamienista i nie mogłam wrócić na koc - robiłam dwa kroki i mówiłam, że dalej nie pójdę. ;p Włosi musieli mieć polewkę. Była jeszcze wycieczka na Wezuwiusz - nikt nam nie powiedział, że tam będzie tak zimno. Wszyscy krótkie spodenki, rękawki albo ich brak i jazda. Dobrze, że Marta poratowała obóz watą - bo inaczej skończyłoby się zapaleniem uszu u wszystkich. Potem były Pompeje - piękne i szokujące jednocześnie, bo przecież to miasto kiedyś żyło... W końcu przyszedł czas na pakowanie, a to było wyzwanie - 2 noce mieliśmy spędzić w autobusie, więc trzeba było myśleć na zapas. Szło opornie, Paula śpiewała: "Przeżyyyyyj to saaam!" i było naprawdę śmiesznie. Jeszcze przybyła Marta i mówi, co ze sobą zabiera, ja: "Marta, ile ty masz tych bluzek?<na podróż> 5? o.O" M: "Jak 5! 10! <ona myślała, że o cały obóz chodzi>" Następnego dnia czas szybko mijał i wyruszyliśmy do Wenecji. Po drodze zahaczyliśmy o Rzym - miała być Bazylika św. Pawła za Murami, ale akurat zamknęli ją pół godz. wcześniej niż powinni, więc mieliśmy joke: "Bazylika św. Pawła za kratami". O 2 w nocy postój, bieganie po stacji benzynowej, siedzenie na krawężnikach, Paula wcinała loda, ja nie mogłam spać - zresztą jak połowa ludzi, więc jak się potem okazało wozili nas dookoła Wenecji, żebyśmy spali. Od rana zwiedzanie - byłam zauroczona, zachwycona etc. Wenecja jest cudowna, pani przewodnik też była + nie wiedziałam, że codziennie zalewa ich woda. o.O Fałsze o niezbyt pięknie pachnącej Wenecji zażegnane, tramwaj wodny zaliczony i szczęśliwi ruszyliśmy w drogę powrotną. Wcześniej zaliczyliśmy jedynego Maca w Wenecji, nie było miejsca, więc z dziewczynami siadłyśmy na "pożywny" posiłek na chodniku, a Japończycy robili nam zdjęcia. Potem jeszcze wizyta w sklepie - znowu Polacy i śmiech. No i przyszedł czas na powrót, droga była długa, wyspałam się za wszystkie czasy(niezbyt wygodnie, ale...), o 6 rano znowu były zamiany autokarów - musiałyśmy pożegnać Martę i Paulę, jak ja nie lubię pożegnań, ale wiem, że jeszcze się spotkamy, mam to zagwarantowane. ;D I potem w radiu leciały same takie pożegnalne smęty... Podsumowując wyjazd: ludzie byli wspaniali, jedzenie trochę gorsze(raczej mało włoskie, bo hotelowe albo fastfoodowe ;c) - wafle ryżowe okazały się zbawieniem jak zawsze, Włosi przystojni i do tego mam jeszcze teraz fory u Karoli taty, haha - czyli na plus. :D I nigdy nie zapomnę Karoli mamy sms-a: "Śpij dobrze, nogi na wyciągu, ucałuj papieża." :D No i jak "cudowny" kierownik nie chciał nas zawieźć do sklepu, Paula: "Łatwiej załatwić papieża niż market."(papież nie był w planach xd). Na dworcu znowu były uściski, Karola dostała słoniowatości nóg, ale wróciłyśmy do domu. Karola cały czas gadała o gołąbkach, aż ja ochoty nabrałam. ;p Mums się strasznie cieszyła na mój widok i było słodko, cudownie, wspaniale, mums szczęśliwa, a ja uśmiechnięta i opalona. Po powrocie się działo, ale o tym w następnej notce. Łapcie zdjęcia! *.*
Mediolan ;)
Mówiłam o łuku ;p
Florencja
Chyba nie trzeba przedstawiać :)
Koloseum musi być :p
Tak samo jak Forum Romanum...
No i wilczyca ^^
Wspominany klasztor
Towarzyszka w drodze pod górę ;>
Jednak było warto ;3 - Capri
Bo kiedy się spotyka fankę Eda, trzeba mieć zdjęcie. :)
Łuki skalne. *.*
Nie wiem czemu, ale uwielbiam to zdjęcie, kwiatek - prezent od Karoli ;p
Wezuwiusz
To mnie szokowało w Pompejach
Pompeje cd.
Bazylika za kratami ;p
Buty muszą być zawsze xd
Taka przyjemność ze śpiewającym gondolierem to 200 euro, nie pozdrawiam...
Wenecja jest piękna.
Wnętrze prosto z XVII czy XVIII w. ;)
Widok z mostu Rialto na koniec. ♥
Jak widać ukochałam Wenecję - jestem oczarowana, pewnie jeszcze nieraz będę was katować zdjęciami z Włoch, bo mam ich chyba ze 400(tylko moich, plus te od dziewczyn to sama nie wiem). Dobrych piosenek w wakacje rzadko kiedy brakuje... Nico & Vinz - Am I Wrong "Czy mylę się, myśląc nieszablonowo? Czy mylę się, mówiąc, że wybieram inną drogę? Nie próbuję robić tego co inni, tylko dlatego, że inni robią to, co robią. Jeśli coś wiem, to to, że upadnę, ale będę dojrzała. Podążam swoją drogą, drogą, którą nazywam domem. Więc czy się mylę? Myśląc, że moglibyśmy tworzyć coś naprawdę? Czy teraz się mylę? Próbując sięgnąć po rzeczy, których nie widzę? Ale tak właśnie się czuję, tak właśnie się czuję..." Kocham, kat przez dziewczyny. ♥

Au revoir kociaki. xoxo