poniedziałek, 14 października 2013

There's a place in my heart where my courage is kept.

Jou! Nie każę Wam tym razem zbyt długo czekać na notkę, bo mam czas, a sporo się działo i trzeba coś napisać, bo od tego tygodnia utknę w podręcznikach na dobre. Powinnam zacząć od tego, że bardzo lubię złotą jesień i mam nadzieję, że będzie mi dane choć odrobinę się nią nacieszyć. Chociaż jeśli mam być szczera - ostatnio słuchałam świątecznego Buble i niczego nie żałuję, aczkolwiek Mikołaje w sklepach to dla mnie lekka przesada. No ale... Nie w zeszłym, a jeszcze w poprzednim tygodniu mieliśmy bardzo interesującą lekcję języka polskiego - mianowicie omawialiśmy dwa cudowne dzieła sztuki, ściślej rzecz biorąc - obrazy. Na jednym z obrazów w tle był widoczny jakiś jegomość. Ktoś: "Co on robi?" Nauczyciel: "Pan oddaje mocz..." Tomek: "URYNĘ!" Co ja wam piszę? o.O I dalej o tym samym panu: "To jest w książce?" Ktoś: "A co? Chcesz zbliżenie?" Nauczyciel: "Żadnych pikantnych szczegółów pan nie zobaczy." albo "Czy to coś oznacza?"<dalej temat pana z obrazu> Nauczyciel: "Nie, to średniowieczne poczucie humoru, ich to bawiło. Pana Grzegorza też bawi." I nas wszystkich pozostałych również. Trochę jeszcze  o tym było, a następnego dnia na polskim, pan: "Chłopcy, na co wy się patrzycie?" "Bo my się zastanawiamy, co przedstawia tamten obraz." P: "Wydaje mi się, że po wczorajszej lekcji wystarczy nam interpretacji dzieł sztuki na jakiś czas..." Po lekcjach poszłam z Olivką do centrum handlowego po prezent dla mojej Paolki. Jak szłyśmy spod naszej szkoły, to Olivka nie chciała mi zaufać, że znam drogę, stoimy na przejściu, a ona: "Mam jedno poważne pytanie - gdzie ja ku*wa jestem?" W sobotę impreza. Najpierw przyjechała babcia z wujkiem. Babcia jak zwykle mnie rozbawiła. Kazałam Pauli sprawdzić, o której mam autobus, idę na przystanek, czekam, nic. Sprawdzam rozkład: "Paula, u mnie na rozkładzie pisze, że ten autobus jest od pon-pt, dzisiaj jest sobota..." W końcu mama Pauli po mnie przyjechała. Poza tym miałyśmy takie odpały, no i ja, i Paolka jesteśmy złe do szpiku kości. Jeszcze Madzia kazała mi Pauli kupić "Percy Jackson i Morze Potworów". Przyszłam, a Madzia: "Wiesz co, ja ci kazałam kupić drugą część, no nie..." Oczywiście Paula chciała pierwszą, ale my takie nieogary - no nic, do którychś tam urodzin skompletuję jej całą serię i po problemie. xd W poniedziałek pojechaliśmy na wycieczkę do Czech. Siedzimy z Werką w samochodzie - nikogo nie ma na placu - no super. Zaczęli się schodzić. Potem cały dzień w drodze - wszystko mnie bolało i tylko: "Nudzi mi się... Chyba coś sobie zjem..." Albo Wera gadała z moim jabłkiem, ja chciałam je zjeść, a gadałyśmy coś o skutkach choroby lokomocyjnej, if u know what I mean, i ona: "Trzymaj się stary!" W domku byłam z Werką - z którą spałam na połączonych łóżkach. *.* Z Gosią, Pauliną, Olivką i jej koleżanką z klasy - Patrycją. Spadłam ze schodków autobusowych, cudownie. ♥ Miałam takiego guza, że bajka. Parę osób mnie irytowało, z niektórymi złapałam całkiem fajny kontakt. Opowiadałyśmy kawały, klasa mocno zabalowała - część nawet pozaliczała zgony, jak to Olivka z Patrycją mówiły: "YOLO, YOLO!" My miałyśmy jeden wielki zgon w postaci Olivki w domku, narobię jej wstydu - a co tam: "Dajcie mi ręczniki!" W: "Co chcesz?" O: "Ręczniki!" W: "Chusteczki?" O: "Tak! Chusteczki!" Mamy nawet filmik, masakra. Albo: "Jeanette, przepraszam, wybaczysz mi? Kocham cię..." Jak to Ania podsumowała: "Słodko!" Lub "Wera, ja cię przepraszam, ja nie wiem, czemu ta woda tak cieknie, ja cię przepraszam..." Żadna woda nie ciekła, ale okeey... O. do mnie:"Wyjdź z łazienki, ja cię tylko przytulę i sobie pójdę." I jeszcze wiele, wiele innych... Do tego obiadokolacja to było oszustwo: patrzymy - frytki i dwa kotlety, ooo. Tymczasem - kotlety były mdlącym serem, Werka: "Gdzie jest nasze mięso?" Następnego dnia właziliśmy na Pradziada, myślałam że umrę - Wera dosłownie mnie wciągała na tę górę. Jeszcze pytam się faceta: "Długo jeszcze będzie ten postój?" A on: "A co?" J: "Bo nie wiem, czy zdążę zjeść jabłko." Ktoś: "Proszę pana, długo jeszcze?" On: "Czekamy, aż koleżanka zje jabłko." A następnego dnia: "Ma dzisiaj koleżanka jabłko?" J: "Zawsze^^." Poza tym jak w końcu dotarliśmy na tę górę, a my z Werką jadłyśmy kanapki z ohydnym chlebem z kminkiem(Czesi wsadzają ten kminek do wszystkiego...), to był tam pan, który walił kilofem w trawę. Karol: "Co on robi?" Ja: "Nie wiem, może tu nie dotarły jeszcze kosiarki i kosi trawę... Albo kopie sobie grób..." Wszyscy chodzili do hotelu na wifi - jak to pan podsumował, żeby zorganizować nam wycieczkę, wystarczy nas zawieźć pod wieżę z internetem. Zrobiłyśmy z Werką z siebie idiotki przy kelnerze - poszłyśmy po herbatę i mówimy, czy można prosić o herbatę, on: "HerbatKĘ?"<i ten cienki głosik i czeski akcent> W: "A to za darmo?" K: "Nene..." W końcu wytłumaczyłyśmy, że chcemy taką śniadaniową, on już na nas czekał z kuflami, ale wzięłyśmy sobie kubki i pyta się nas o coś dwa razy, ja w końcu: "Nie rozumiemy..." On: "Blak tiiiii?" J: "?" On: "BLACK TEA?" J: "Tak!" Potem się tak na nas gapił, o jacie. W nocy leżę sobie z Werką: "Wera, u ciebie też jest tak zimno jak u mnie?" W: "Nie wiem..." J: "A mogę sprawdzić?" :D No i usnęłam na jej łóżku. ;p A Werka rozbiła talerz na śniadaniu - bo leciało jej krzesło i żeby krzesło nie upadło, puściła talerz, lol. Ostatni dzień klasa poszalała - część się rozchorowała - bóle gardła, chrypy, a Karol skończył z grypą żołądkową, a pan od PP nie chciał mu pomóc, bo myślał że jest pijany - dopiero rano przyznał się do błędu. Nic nie pobije Dominiki - pukała w okno, bo chciała wejść, my jej mówimy, że ją wpuścimy drzwiami, a ona, że wejdzie oknem, bo będzie fajnie. Weszła, przeszłą się po belkach przy suficie i sobie poszła. Potem sporo gadałyśmy, rano wstajemy - Olivka z Patrycją niemyte i niespakowane, 5 rano - nie ma prądu: światła, grzejników, ciepłej wody. Robimy wszystko z zaświeconymi wyświetlaczami telefonów, pani chce nam dać latarkę, ale ona mieszkała w hotelu, a hotel był zamknięty. W pewnym momencie gasną wszystkie latarnie - horror. Paulina zaczyna krzyczeć, ja razem z nią, no i w sumie to beka. Potem wracamy, po drodze jeszcze galeria, po raz kolejny wchodzimy do sklepu o nazwie takiej jak imię Paska. W drodze umieramy z głodu, na stacji benzynowej rzucamy się na kurczaki z Werką. Poza tym Patrycja tłumaczyła Olivce, gdzie mieszka: "Zad*pia, zad*pia, pola, pola, koniec świata." Padłam. Z Werką mamy mnóstwo samoje*ek z wycieczki - robiłyśmy je wszędzie, a każdy pytał się z litością: "Zrobić wam zdjęcie?" "Nie trzeba, my tak specjalnie..." Na żadnym zdjęciu nie widać, gdzie było robione, ale ważne, że nas widać. Kiedyś przyjdzie taki dzień, że wam je pokażę, kiedyś na pewno. W końcu wykończeni wróciliśmy, mama Werki nas zabrała - mama mnie teraz troszkę rozpieszcza, chyba się stęskniła. ;D W każdym razie w piątek mieliśmy ślubowanie. Najpierw poszliśmy na plac pod pomnik zrobić zdjęcia, potem ślubowanie, akademia i przedstawienie jednej klasy, gdzie genialnie sparodiowali pana od informatyki, aczkolwiek mógł się trochę obruszyć o to. ;p Potem były otrzęsiny. Nie jadłam okropnej kanapki - powiedziałam, że jestem alergikiem. Za to byłam cała w jakimś śmierdzącym czymś, choć i tak mniej się ubrudziłam niż niektórzy. Poza tym składaliśmy przysięgę, że nie będziemy się spoufalać z uczniami dwóch pozostałych najbardziej renomowanych szkół(do jednej chodzi moja Karolcia haha^^) i że nie będziemy zgonować na imprezach jak oni, bo uczniowie naszej szkoły upijają się kulturalnie(przypominam, że było to dzień po wycieczce, na której część klasy zgonowała xd). Przed ślubowaniem byłam z Werą u naszej byłej wychowawczyni - pani K. Jak nas zobaczyła pani wicedyrektor, to zapytała się, czego szukamy - my wystraszone, bo ona zazwyczaj była dosyć czepliwa, a ona na wszystko nam tak przymilnie odpowiadała, powiedziała, że możemy nawet pójść i trzecioklasistom trochę o szkole poopowiadać, najlepiej po angielsku, bo właśnie taką mieli lekcje z panią K. W sobotę miało być spotkanie klasowe - była nas cała czwórka - ja, Karola, Pawełek i Adi, ale było genialnie, dużo powspominaliśmy, uśmiałam się, jak nigdy - połowy rzeczy nie pamiętam, ale jednak brakowało mi tego. Karola rzucała sucharami: "Jak nazywa się koza w kleju? - Glukoza!" A Paweł ma w klasie chłopaka, którego tata prowadzi zakład pogrzebowy i Paweł mówi, że nie może się powstrzymać, żeby nie rzucić mu czasem: "Co ty w takim grobowym nastroju?" Poza tym mówi, że w jego klasie nikt nie rozumie jego żartów, więc robi sobie żarty z nich. Od razu mu powiedziałam, że brakuje mu mnie w klasie - bo ja bym się śmiała na okrągło. Szczególnie system rozwalał Adi, niesie trzy szklanki z napojami naraz, Karola: "Trzeba było powiedzieć, pomoglibyśmy ci." Adi: "Jestem w humanie, muszę się przyzwyczajać."(nie żebym coś miała do klas humanistycznych, zgodnie stwierdziliśmy, że podziwiamy tych ludzi, bo wiele humanistów idzie do klas ścisłych, bo boją się rozszerzonej historii czy wos-u, naprawdę szacunek). Potem poszliśmy na spacer, Adi: "Jakbym miał sobie kupić psa, to by był obronny. Po co komu taka mała popierdółka przypominająca chomika?" ♥ Potem odprowadziliśmy Adiego i rozeszliśmy się z zamiarem spotkania się niebawem. W niedzielę była moja kochana siostrzenica - od zeszłego tygodnia już przedszkolak. :D Byłam sobie na zakupach i jestem w posiadaniu nowej bluzki - z jeleniem. xd No a dziś z racji tego, że jest dzień nauczyciela, mam wolne. Karola dostała cynk, że nasza pani K. rano będzie w szkole, no to umówiliśmy się znowu we czworo, że pójdziemy. Chłopcy nas zobaczyli z daleka, kazali nam poczekać i zawrócili po czekoladki, a wtedy Karola dostała telefon, że pani K. jednak nie ma. Chłopaki przychodzą, ja: "A wiecie co?" A: "Niech zgadnę, pani K. nie ma..." No śmiesznie, bo była 7:30, wiecznie spóźniony Adi zwlókł się z łóżka, a tu lipa. Dzwonimy do pani, nikt nie chce rozmawiać, ja leżę ze śmiechu, bo pani była akurat pod prysznicem, a chłopcy kazali się Karoli zapytać, gdzie pani mieszka - lol. W końcu umówiliśmy się, że przyjdziemy jeszcze raz po 12, Adi załamka. Ja poszłam w odwiedziny do pani od chemii, pozwoliła mi założyć fartuch i robić doświadczenie. Fajnie było zobaczyć znowu ludzi z kółka, oj tak. W końcu było po 12, Adi, że jak nie będzie pani, to on sam zje to merci. xd Wchodzimy do szkoły, Adi: "Czuję się jak przyd*pas..." J: "Chyba ci zaraz zrobię zdjęcie, jest koło 12, masz wolne i jesteś w szkole..." Paweł: "I to nie swojej!" No ale spotkaliśmy panią K., była bardzo szczęśliwa, że o niej pamiętaliśmy, powiedziała, że czuje się wyróżniona. Ksiądz śmiał się i robił miny, jak powiedziałam, że przynieśliśmy czekoladki, żeby panią trochę utuczyć i było fajnie. Notka wyszła dłuższa niż się spodziewałam, a teraz czekają was miliony zdjęć, so sorry. Oczywiście Czechy i tylko Czechy. :D Autorką zdjęć jest Werka, więc kradzione, z wyjątkiem jednego czy dwóch. ;p
Ja śpię - Wera robi mi zdjęcia, genius. ;D


Wodospad. *.*


Wchodzimy na Pradziada



Gdzieś w podobnym miejscu się wywaliłam. ;p



Dla widoków się opłacało. :)

Kopalnia złota ^^


Paluszki <3

Kaczorek ;D


Rezerwat mchów - mchy muszą być!

Olivka ;)

Zgon :D

Bucikii :D

Ja i Olivka

Co ja robię? o.O Odpał ;p

Cenzurka :)

Ja se artsyta



Jesteśmy w Czechach - największy napis? China Restaurant!


Ten zegar się ruszał. ;p
Najwięcej zdjęć mamy czarno - białych. Werka: "Zmieńmy efekt..." Olivka: "Na czarno-biały!" Wszyscy zdobywali szczyt, my robiłyśmy zdjęcia... No dobra - nie wszyscy. ;p A Olivka ma tyle pięknych zdjęć. *.* Ale nic z nimi nie zrobi, bo przecież widać jej twarz! Kołek! Chyba powoli zakochuję się w The Getaway Plan i aż nie wiem co wam dać. :D The Getaway Plan - The Reckoning "Dokąd odszedłeś? Jestem jak dziecko bez duszy, nie mam nikogo innego i nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek miała, ale jest coś w sposobie, w jaki się poruszasz. Hej! To jest wyliczanka, walka zanim nadpłyną fale. Hej! To jest wyliczanka i czas na będzie czekać na nic..." Byleby wytrzymać ten tydzień, byleby do 19. :)
 Au revoir. xoxo


PS Niektórzy ludzie mają mnie chyba za idiotkę i wydaje im się, że pewne informacje do mnie nie dotrą, a jednak. Do tego niektórzy ludzie powinni otrzymać Oscary za swą... nie umiem znaleźć słowa... fałszywość? Niech będzie... To mnie dosyć bardzo zasmuca, ale to JUŻ nie jest mój problem...
PS2 Skończyłam w końcu Trylogię czasu. *.* Uwielbiam. ;')

1 komentarz: